wtorek, 28 października 2014

BLOG W PRZEBUDOWIE

Witajcie.
Jak zapewne zauważyliście, dawno dawno nic nie pisałem. Spowodowane było to tzw. "Życiem"-trochę się w nim namieszało i czasu jakby mniej, ale nie tylko.
Przyznaję bez bicia- straciłem zapał. Ilość modeli, które mam do pomalowania mnie przeraża, a tempo w jakim to robię jest ślamazarne, jak ślimak z połamaną nogą. No i, szczerze mówiąc, po osiemnastu latach grania w gry Głównego Wydawcy (bo genialnym nijak go nazwać nie mogę)- już mi się nie chce. Całe szczęście, że do polskiego środowiska wargamingowego doszły tak ciekawe tytuły jak WM/H (który już tu zagościł), Infinity (w którego modelach się zakochałem od pierwszego rzutu okiem), Malifaux (ze swoim groteskowym, świetnym klimatem) i wiele wiele innych. Chciałoby się mieć każdą armię do każdego wydanego systemu, ale w totka jeszcze nie wygrałem, więc skupię się na kilku aspektach.
Aha. Razem z moją Lepszą Połową odkrywamy od jakiegoś już czasu urok współczesnych gier planszowych. W miarę możliwości i odkrywania nowych tytułów, będę się z Wami dzielił moimi wrażeniami, spostrzeżeniami i innymi -niami jakie jeszcze mi tylko przyjdą do głowy.
Ale na razie przerwa. Prąd wyłączamy do przyszłego tygodnia, kiedy to w końcu okołożyciowe zawirowania będą miały swój (miejmy nadzieję) happy end.
Czołgiem, trzymcie się mocno, bo jesień już ku końcowi idzie a wiatr coraz mocniejszy.

środa, 23 lipca 2014

Gorax redone

Jak pisałem ostatnio-zmieniam imidż swojej armii. Dlatego trzeba nanieść poprawki na to co już było zrobione. Na pierwszy rzut idzie Gorax. Wygląda to tak:



 Ot, takie drobne poprawki w stylu przemalowanie karwaszy. Chyba jest OK.
Następnym razem powinien już być gotowy drugi Kamień.
Czołgiem!

czwartek, 3 lipca 2014

Wiklinowy człowiek

No, nie do końca wiklinowy. Zrobiony z patyków i głazów. Taki sobie wesoły ludek, czyli pierwszy (z dwóch) Woldwardenów. Model o tyle fajny, że prymitywny (jak coś zbudowane z kamienia i gałęzi) i przyjemny w malowaniu (jak wszystkie z resztą bestie Orborosu). Początkowo chciałem zrobić czarne runy, potem jednak zmieniłem zdanie i próbowałem zrobić z nich OSL. Nie wyszło to za dobrze, ale model w sumie w całości prezentuje się przyzwoicie i chyba nie odbiega od reszty armii.



Krawędź podstawki będzie jeszcze przemalowywana, ale to w przyszłości. Do najbliższego turnieju mam miesiąc, więc spokojnie zdążę. Jutro-powrót Goraxa.
Czołgiem!

czwartek, 26 czerwca 2014

Ostrze Jesieni

Witajcie.
Zasadniczo to dzisiejszy post miał być wczorajszym, ale jakoś tak wróciłem po nocy do domu, zamknąłem na chwilę oczy i otworzyłem je 5 godzin później, kiedy to trzeba było zawijać klocki na bitewkę. Próby kombinowania skończyły się dość głupią porażką (jak to dobrze, że na turniejach nie gra się na wyrzynkę), no ale to jest akurat najmniej istotne.
Postanowiłem trochę zmienić schemat kolorystyczny mojej armii, dlatego w ciągu kilku najbliższych dni będą pojawiać się nowe "odświeżone" wersje starych modeli. Ale to dopiero w ciągu kilku najbliższych dni, bo na razie udało mi się skończyć parę dni temu jedną z moich...warloczek? Dziwnie to brzmi, ale wiadomo o co chodzi. Zgodnie z tytułem posta-chodzi oczywiście o Morvahnę the Autumnblade. Model o ironio (przynajmniej moim zdaniem) jest jednym z brzydszych do Kręgu Orborosa (i jednym z brzydszych Warlocków w ogóle). Oczywiście, są ludzie którzy wyciągają niesamowite efekty (poszukajcie sobei na Cool Mini or Not jak nie wierzycie), ale jako, że malarz ze mnie przeciętny (o czym stale wspominam, żeby nikt nie zapomniał), to jeszcze nie miałem do niej jakoś serca. Koniec końców, pierwotna wersja Morvahny prezentuje się tak:



Oryginalną rękę (lewą) gdzieś mi wcięło, na szczęście udało mi się znaleźć zamiennik, dzięki któremu Morvahna prezentuje się (moim zdaniem lepiej). Jak Warlock a nie nekromanta wyciągający umarlaki z ziemi (jakoś takie mam skojarzenie z pierwotnym wzorem tego modelu).
Czołgiem-jutro (jak nie zapomnę :P) kawał głazu.
Czołgiem!

wtorek, 24 czerwca 2014

Krasnal z przypadku

Witajcie.
Dzisiejszy temat tak naprawdę wyniknął z przypadku. Zaczęło się od tego, że szukałem jakiegoś, no może nie wypasionego, ale przynajmniej fajnego i ciekawego wzoru dla Lorda mojej krasnoludziej armii. Jako, że modele GW są hmm, no dosyć drogawe, na dodatek wydane w finecaście (o solidny kawałek metalu naprawdę trudno), a ponadto wzory, które mi się podobają są dostępne tylko przez Mail Order, trzeba było znaleźć alternatywę. Po pierwsze-wiadomo, Reaper i jego cudne zamienniki do wszelkich systemów fantasy. W ofercie jednak nie znalazłem tego, co by mi podpasowało, więc szukałem dalej. Hasslefree z kolei ma tylko co niektóre modele ładne (vide Slayerka z poprzedniego postu tudzież jej "siostra" która z czasem trafi na warsztat), Lord z Avatars of War jest trochę dla mnie zbyt "klockowaty", więc też niekoniecznie. No i w końcu trafiłem na firmę, która również produkuje zamienniki-tutaj typowo battlowe i (w większości) czterdziestkowe, czyli Sciborminiatures.
Modele Ścibora znają chyba wszyscy-nawet jeżeli nie z widzenia, to przynajmniej ze słyszenia. Fantastyczne zamienniki Kosmicznej Piechoty Morskiej (dla mnie trochę przebajerzone, ale z drugiej strony widać, że to w końcu wybrańcy Imperatora a nie armia klonów z "Gwiezdnych Wojen"). No i fajne krasnale.
Początkowo wybór był inny, poszło zamówienie no i klops! Nie spojrzałem dokładnie i okazało się, że zamówiłem krasnala w niewłaściwej skali. Lipa po całości, szczególnie że zbliżał się festiwal modelarski, w którym za najlepiej pomalowaną figurkę ze stajni Ścibora można było zgarnąć syte fanty.
Na szczęście w sklepie, w którym robiłem zamówienie było jeszcze parę krasnali, więc popatrzyłem, popatrzyłem i wybrałem przedstawiciela Gwardii Książęcej-krasnala tak dumnego, że z powodzeniem może robić za Lorda. Na dodatek ma podstawę idealną pod Kamień Przysiąg, co tym bardziej było mi na rękę, bo w obecnej edycji to bardzo fajna sprawa.
Enjoy!




Jutro w końcu coś do mojego Orborosu, czas się za niego wziąć, bo za miesiąc z okładem turniej, na którym planuję ugrać coś więcej niż szanse na pocieszkę :)
Czołgiem!

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Powrót do korzeni

Witajcie.
Historia zatoczyła koło, a wraz z nią (oraz zaliczeniem po drodze kilku innych armii z mniej lub bardziej mizernym skutkiem) powróciła moja najukochańsza rasa fantasy w wydaniu fantasymłotkowym, czyli Krasnoludy.
Krasnoludofilem jestem od zawsze (a właściwie od kiedy zacząłem grać w WFRP). To nie to co spe...khehm... lubiące tęczę Elfy (nawet te złe są khekhm, lubiące tęczę, przynajmniej w wydaniu młotkowym), nie to co sztampowi ludzie, nie to co jakieś obżerające się kudłatostope ludziki. Sól ziemi, wszystkie ich dokonania zostały osiągnięte uporem i ciężką pracą. Bez jakieś badziewnej magii, bez ułatwiania sobie życia, bez oszustw i sztuczek.
No, a ponadto kto nie lubi zapachu prochu? Bo pod tym względem Krasnoludy są jak mało kto.
Armia pomalutku się montuje, a ja zdecydowałem, że zacznę malowanie od modeli które są dla mnie kwintesencją fantasy Młotka. Chodzi oczywiście o Zabójców/Pogromców/cokolwiek Trolli. Nie ma dla mnie WFB bez Zabójców, nie ma dla mnie młotkowych Krasnoludów bez Zabójców, a jeżeli idzie o Krasnale z innych systemów czy w ogóle światów fantasy, to zawsze mam nadzieję (mimo, że wiem iż nie będzie miało to miejsca), że gdzieś tam zamajaczy, choćby w oddali, pomarańczowy irokez...
Na początek trzy. Dwa by GW, jeden by (zdaje się) Hasslefree (zgadnijcie który :P). Na małej dioramce czy jak kto woli-dużej podstawce.



Z rudych jestem baaaaaardzo zadowolony. Wiem, że nie są pozbawieni mankamentów, ale-po pierwsze-modele tak wdzięczne do malowania, że to sama przyjemność, a dwa-jak na moje możliwości wyszły bardzo bardzo dobrze. Tyle na dzisiaj, jutro dalsza część(trochę mniejsza) spotkania z Krasnoludami (tym razem ze stajni Sciborminiatures).
Czołgiem!

niedziela, 22 czerwca 2014

Traszka

Witajcie.
Jakiś czas temu zapoznałem Was z moim pomysłem na Imperialną Gwardię. Pomysł upadł, a to z tego prostego powodu, że do głosu (po obejrzeniu po raz kolejny "Czasu Apokalipsy") doszedł mój pierwszy najpierwszy ze wszystkich inny pomysł, a mianowicie najtwardsi twardziele z twardych-Catachańscy Wojownicy Dżungli. Przywitajcie 13 Pułk Imperialnej Gwardii (albo jak kto woli, Gwiezdnej Armii czy jak to tam przetłumaczyć) "Szczekające Ropuchy" (Z angielska zwane Barking Toads).
Czym jest szczekająca ropucha to każdy wielbiciel fluffu wie, a ci co fluffu nie znają, niech wiedzą, że jest najbardziej jadowitym stworzeniem w całym uniwersum-zaniepokojona po prostu wybucha zostawiając po sobie malutki kraterek oraz półtorakilometrową strefę skażenia jadem tak silnym, że przeżera się spokojnie przez pancerze energetyczne Kosmicznej Piechoty Morskiej.
Strukturę armii przedstawię przy okazji, natomiast (jako, że wszyscy kochają słit focie z rąsi), parę zdjęć pierwszego ukończonego (w bólach) pojazdu-Samobieżnej Wyrzutni Rakiet "Mantikora", o nazwie fabrycznej "Cynops" (czyli jednego z gatunków traszki, a co!).




Zaraz ktoś zapyta: "a czemu ona ma fioletowe camo"?
No cóż-taka jest moja koncepcja. W uniwersum, gdzie jest milion stref wojny łatwo mi sobie wyobrazić planetę tak zanieczyszczoną, że liście drzew, mury budynków czy nawet ziemia są fioletowe. Fiolet to deż dobry kolor do walk nocnych. A ponadto to Catachanie-mają głęboko, czy kamuflaż jest skuteczny-to ONI mają się bać nas a nie my ICH.
Z Mantikorą strasznie strasznie się męczyłem. Nie miałem na nią zupełnie pomysłu, na dodatek kupiłam ją już sklejoną, z niezeszlifowanymi liniami podziału no i chciałem to jakoś przymaskować. A na to są dobre ciemne kolory-początkowo miała być tylko fioletowa (w trzech różnych odcieniach), ale w pierwszej wersji kamuflażu nie wyglądało to dobrze, dlatego dodałem przełamujące monotonię biel i czerń. Gąsienice czyste, bo:

  • nie lubię syfu na figurkach oraz
  • nie umiem nakładać oraz nie posiadam pigmentów
A ponadto mam w domu tyle modeli do pomalowania, że na razie nie chce mi się w to bawić. Jak wszystko ogarnę, wtedy zajmę się za picowanie-na razie to ma być horda, która ma się przyzwoicie prezentować na stole.
Jutro-coś dla wielbicieli fantastycznego Młotka. Powrót mojej starej (i odrzuconej) miłości-od której zaczęła się moja przygoda z Młotkami wszelkiej maści oraz poważne granie w bitewniaki.
Czołgiem!

sobota, 21 czerwca 2014

Masochizm a sprawa turniejowa

Ale ten czas zasuwa... to aż tak długo mnie nie było?
Na swoje usprawiedliwienie-ogrom czasu zajmowały mi przygotowania do, że tak powiem, zmiany statusu ;) Następnie miesiąc (no, dwa tygodnie) związany z pszczelim wyrobem (nie mylić z woskiem ani propolisem). No i 200km od pędzli, farb i figurek. Ale oto jestem z powrotem wśród (ledwo) żywych i ostro zakasałem rękawy. W tym tygodniu planuję nadrobić trochę z zaległymi postami, a jako że od ostatniego conieco udało mi się skończyć, więc i zdjęć kilka będzie. Dla każdego coś miłego-bo i Młotek w wydaniu fantastycznym i futurystycznym i nawet Hordy się powinny załapać (jak skończę model). Może się nawet za bandę do Wolsunga wezmę (z powodu konkursu, ale o tym poniżej). Dzisiaj natomiast rozważania starego dziada, który turniejów sporo zorganizował, w niejednym uczestniczył i jako taki osobiście uważa, że ma prawo wyrazić swoją opinię.
Otóż, na największym polskim czterdziestkowym forum, użytkownik znany tówdzie jako JochnyWalker, ówdzie jako Brushlicker, a mnie jako Janek zapodał temat, w którym chciał się dowiedzieć, dlaczego ludzie z uporem godnym lepszej sprawy wciąż jeżdżą na turnieje MłotkaCzterdzieściTysięcy. Jak przebiegała rozmowa-albo wiecie (bo czytaliście), albo możecie się domyślać (znając ludzi) a jak się nie domyślacie-poszukajcie na wh40k.pl odpowiedniego tematu. Oprócz potopu spamu, bezsensownych obelg czy sakramentalnego "jak się nie podoba to sam sobie zorganizuj turniej, a jak nie umiesz/nie chcesz/nie masz czasu to zamknij dziób i się nie wychylaj przed szereg", znalazło się kilku użytkowników, którzy wypowiadali się z sensem. Główne argumenty (oraz moje kontrargumenty w oparciu o doświadczenia nabyte w WM/H chociaż każdy, grający w systemy nie-GW z pewnością miałby podobne przemyślenia) to:

  • mechanika-akurat mechanika by GW od dwudziestu kilku lat stoi w miejscu i nic nie wskazuje na to, żeby cokolwiek miało się zmienić. Parę dni temu w moje łapska wpadł podręcznik do siódmej (czy tam jak kto woli 6,5) edycji, który przejrzałem i po którego zakupie czułbym się nabity w butelkę. Od trzeciej edycji (bo wtedy zacząłem grać w 40k) w kółko to samo i aż do porzygu. Faza ruchu, faza strzelania, faza walki wręcz, tura przeciwnika. Tabelki trafienia w walce wręcz, strzelaniu i sejwów-niezmienne od 15 lat (jak było wcześniej nie wiem, więc się nie wypowiadam). Naprawdę ktoś chce mi wmówić, że facet, taki jak Wieczny Lucek, który od 10000 lat nic nie robi tylko wymachuje mieczem, zwykłego poborowego z Imperialnej Gwardii trafia tylko na 3+? Serio? Przy spotkaniu z takim Luckiem biedne mięcho armatnie nie zdążyłoby się nawet zasłonić bagnetem. To tak, jakby jakiś przeciętny człowiek z ulicy miałby się bić na miecze z Miyamoto Musashi-okiem by nie mrugnął a już byłby niższy o głowę. A tutaj 3+. W strzelaniu to samo-dlaczego koleś kucający za murkiem dostaje jakiś śmieszny 5+ cover save, zamiast poważnych modyfikatorów do trafienia. Rozumiem, że Kosmiczna Piechota Morska ma bajery w stylu dziewięnasty zmysł, lokalizatory celu w hełmie czy inne tego typu rzeczy, ale ponownie-zwykły Gwardziol? Ze swoim nędznym wyszkoleniem? Kiepską giwerą? Co jest grane? Naprawdę taka dobra ta mechanika? Dobrą mechanikę ma Infinity-gdzie nawet w turze przeciwnika można reagować, nie czekając aż ten radośnie przerobi naszych wojaków na stejki (jak to bywa w 40k). Niezłą (chociaż nie dobrą-tu akurat porównywalną do systemów GW moim zdaniem, z tym że bardziej sensowną) mają WM/H, gdzie trafiasz coś albo nie i robisz mu kuku albo nie. Tarcza nie obroni Cię przed potworem, który bez większego wysiłku urwie Ci rękę, głowę a na koniec zrobi perukę z Twoich flaków.
  • tzw. fluff, czyli otoczka fabularna świata-no cóż, jeszcze do czwartej edycji uważałem fluff 40k za przegenialny. Bogaty, rozwinięty, mnóstwo książek, opowiadań, fanfiction-czego tylko dusza zapragnie. Pod tym względem Młotki były niedoścignione dla konkurencji. Ale nadeszła piąta edycja 40k (a trochę wcześniej 6 edycja Battla). No i zrobiła się kaszana-przewrócenie fluffu do góry nogami z sobie znanych powodów (zapewne chodziło o sprzedaż-w sumie jest to firma, więc z założenia jest nastawiona na zysk-ale to można było osiągnąć inaczej niż gwałcąc przez oczy prosto do mózgu fluff). C'tanowie z bogów gwiazd stali się nie wiadomo czym, Necroni z groźnych maszyn w stylu T-1000 z "Terminatora"-domowymi maskotkami. Sojusz Krwawych Aniołów z Necronami-oczywiście. Tau jako "wybrana przez Imperatora" rasa nietknięta skazą Chaosu-proszę bardzo. A gdzie Czerwony Kapturek zjadający (dla odmiany) wilka? Bo tego jeszcze tu brakuje... O Battlu to już w ogóle nie wspomnę-od końca piątej edycji nic się nie zmienia, tylko w kółko "nadchodzi Pan Końca Czasów->Inwazja Chaosu->odparcie tejże->nadchodzi Pan Końca Czasów->powtórzyć". Po ostatniej inwazji Archaona Imperium, zdaje się, utraciło Middenheim. Więc co, do jasnej Anielki, robią w podręczniku do Imperium Rycerze Białego Wilka?!?!?! Nie ma Ar-Ulrika który mógłby ich zaprzysięgać, więc skąd oni się biorą? Magia? Głupota, a nie magia. Z drugiej strony mamy znów WM/H, gdzie historia świata jest pisana czynami jego bohaterów, a ci bohaterowie rozwijają się wraz ze światem. Wszystko ładnie i klarownie-jest potrzeba "zepiczenia" któregoś z Warcasterów-nie ma problemu, umieścimy go w odpowiednim miejscu i czasie i niech zrobi coś naprawdę epickiego. Jeżeli idzie o rozległość świata-GW oczywiście przoduje. Jeżeli o sensowność i klarowność fluffu-tu akurat jest tam, gdzie zaczęło, czyli dwadzieścia kilka lat temu.
  • hmm, a może to ludzie przyciągają graczy na turnieje. Albo dostępność przeciwników? Jest to argument który przemawia do mnie chyba najbardziej. Chociaż w dyskusji na GV padł argument "jacy to gracze w 40k nie są zajebiści"-to dla mnie osobiście jest to argument jak najbardziej chybiony. Wiadomo, jeżeli znasz kogoś X lat i wypiłeś z nim X litrów wódki-jasne że dla Ciebie będzie zajebisty. Tylko, że w ten sposób środowisko się hermetyzuje, tworzy się towarzystwo wzajemnej adoracji. Do którego ciężko się przebić. A towarzystwo wzajemnej adoracji tak naprawdę ma głęboko w dupie napływ nowej krwi. Szkolenie młodych graczy? Z młodymi się nie gra, bo są za ciency. Uczyć kogoś? Ja, masta of dizasta, mam się zniżać do NAUKI kogoś? Mnie nikt nie uczył, więc czemu mam ja kogoś?
Ostro? Może i ostro, ale takie są moje przemyślenia po 18 latach gry w bitewniaki, z czego 15 lat w 40k. Gracz ze mnie kiepski, o tym wiedzą wszyscy. Popełniam stale te same błędy, kostki mnie nie kochają i coraz mniej chce mi się grać, jak widzę towarzystwo wzajemnej adoracji, które przyjeżdżając do mnie na turniej, w którego organizację włożyłem serce i własny czas, który mógłbym poświęcić na wypad z żoną na parę dni, któremu nie chce się nawet na przywitanie ręki podać...
Z drugiej strony-ostatnio byłem na turnieju WM/H w Gdyni. W ten system gram rzadko, bo graczy u mnie praktycznie nie ma (jeden, który zaginął w akcji i jeden, który dopiero zaczyna), więc i obeznania z grą nie mam. W pierwszej bitwie trafiłem na człowieka, którego pierwszy raz w życiu na oczy widziałem. Spuścił mi łomot okrutnie. Ale po bitwie podszedł i powiedział "tutaj i tutaj zrobiłeś błąd, tutaj i tutaj źle się wystawiłeś. Następnym razem spróbuj zgrać tak i tak i wystawić się tak i tak". Człowiek, którego NIE ZNAM! I wiecie co? W końcu nie zająłem na turnieju ostatniego miejsca. Po raz pierwszy chyba od pięciu lat. Wielkie dzięki Lider (czy jak tam się piszesz ;)). I owe you a beer.
A jakie są wasze przemyślenia-dlaczego gracie w Młotki? A może gracie w coś innego? A może nie gracie tylko malujecie? Zapraszam do komentowania.
Czołgiem, jutro pierwszy czołg, jak zdąży wyschnąć ;)

wtorek, 13 maja 2014

Copa Libra-dores

Witajcie kochani (jakby powiedział niegdyś Stanisław Soyka).
W poprzednim poście obiecałem Kronikarza. Oto i Kronikarz. Kończony w sumie wczoraj po dwunastogodzinnym dniu pracy, dlatego pewne niedociągnięcia (jak to zwykle u mnie) są. Ale wyszedł chyba na tyle przyzwoicie, że można się nim pochwalić na CMoN. Jako, powiedzmy, ktoś w rodzaju fluffowego betonu, maluję swoje Karmazynowe Pięści w sposób "klasyczny". Konsyliarze biali, Kronikarze niebiescy, Techmarini czerwoni, Kapelani czarni. Drażni mnie nowa moda, lansowana zresztą przez Warsztat Gier, na malowanie wszystkiego w barwach Zakonu (zielony Techmarine Salamander z poprzednioedycyjnego podręczcznika do SM, gdzieś widziałem też czerwonego Kronikarza do BA). Bądź co bądź inny kolor pancerza to oznaka zajmowanego stanowiska. Musi być widać że Kronikarz to Kronikarz a nie jakiś tam Taktyczny, Sierżant czy inny Devastator.
Ze wszystkiego najbardziej jestem zadowolony z siekiery. Wyszła prawie tak jak chciałem (niestety, w trakcie jej malowania rozjechał mi się pędzel i efekt jest nie do końca właściwy). A dlaczego zielone Pieczęcie Czystości? Bo tak. Gdzieś u kogoś podpatrzyłem (zdaje się na Krwawych Aniołach, gdzie czerwone Pieczęcie zlewałyby się z czerwonymi pancerzami) i stwierdziłem, że bardzo fajnie to wygląda i bardzo dobrze komponuje się z niebieskim.
Dobra, dosyć gadania. Focie z rąsi.




Nie wiem dlaczego, ale wash na czerwonym strasznie mi się rozjechał i wygląda to na przybliżeniu paskudnie. Jako figurka malowana na TT myślę że jest OK. Mam nadzieję że i Wam się spodoba.
Jutro mam nadzieję skończyć powrót do korzeni. Czas do pędzla, kochani!
Czołgiem!

niedziela, 11 maja 2014

Aż miesiąc mnie nie było? Ortega w akcji

O dobry Imperatorze. Ale ten czas leci, nie było mnie aż miesiąc z okładem. Niestety, przygotowania do Zawarcia pożerają mi absurdalnie duże ilości czasu (że o środkach nie wspomnę), dlatego maluję z doskoku a piszę jeszcze rzadziej. Od lipca sytuacja powinna się ustabilizować, a na razie jest jak jest.

Co zmalowałem przez ten czas? Jedni powiedzą, że niewiele. Ja powiem, że jak na moje możliwości to całkiem sporo. Na dzień doby-sierżant Fabio Ortega i jego (pół) drużyna wesołych chłopaków, radośnie biegająca z oldskulową bazooką po polu bitwy. Malowani na stół i-przyznam szczerze-trochę na odwal. Podstawkowi marynarze są tak niesamowicie nudni, że aż flaki skręca. Jedynym urozmaiceniem był sierżant, pochodzący ze starego Command Squadu. No i on (poza gębą) wyszedł mi chyba najlepiej z całego towarzystwa.


I najazd na sierżanta

Kalki wyszły mi tragicznie. Nie pomógł ani decal fix, ani trzykrotne lakierowanie. Odłażą jak durne. Ktoś ma jaką podpowiedź jak dobrze je nakładać na naramienniki Kosmicznej Piechoty Morskiej? Będę wdzięczny bo jeszcze paru marynarzy mam do pomalowania...

Na dzisiaj tyle. Jutro skończony Libra. A pojutrze powrót do korzeni. Obserwujcie.
Czołgiem!

środa, 2 kwietnia 2014

Entliczek pentliczek spalony heretyczek

Pamiętacie Danonkę? Jakośtak się dziwnie złożyło, że wciągnęło ją do warpa i znalazła się na zupełnie innej planecie i w zupełnie innym czasie. Przygarnął ją jeden z Inkwizytorów Kapituły Xenos, który bardzo dobrze wykorzystał jej doświadczenie jako łowczyni nagród. Po jakimś (bliżej nieokreślonym) czasie, Danonka została samodzielnym Inkwizytorem (Inkwizytorką?) i samodzielnie tłucze w służbie Imperatora wszelkie eldarskie, tauowskie, tyranidzkie i przede wszystkim orkowe (gdyż skumała się ze słynącymi z tłuczenia Orków Karmazynowymi Pięśćmi). A jak przyjdzie okazja, to i jakiegoś heretyka się na stosik pośle-a co sobie będzie dziewczyna żałować.
Tylko kapelutek jakoś mi nie chciał wyjść-masa chemoutwardzalna Wamodu średnio się do tego nadaje, jest za kruchy. No, ale nie każdy przecież może mieć kapelutek.


Te zielone gluty to pozostałość po nowym tyranidzkim ścierwie, w Wysokim Gotyku zwanym Poxipolus dwuskładnikus. Od butów za bardzo się nie chce odkleić, to i Danonka stoi w tym i okazuje wszelką pogardę (sądząc po minie) wszelkim xenos, hereticus i malleus, że taki żarcik zapodam ;)

Siadam do piątki taktycznych, czymś trzeba zapchać dziurę, znaczy ten, no chciałem powiedzieć że to bardzo dobry troops i trzeba koniecznie jako sojousznika go wrzucić ;)
Czołgiem!

czwartek, 27 marca 2014

10 Kompania a raczej jej szef

Dawno nic nie malowałem do Czterdziestki, a że nowy miesiąc i nowy temat w PMotM mi podpasował (a i model miałem odpowiedni), chciałbym Wam przedstawić Kapitana 10 Kompanii (zamiennie używanego jako Mistrza Zakonnego-a co!), Mistrza Rekrutów Luisa Quintero.

Mistrz jest standardowo wyposażony w tarczę energetyczną lub (w zależności od potrzeb) Wieczną Tarczę, kunsztowny pancerz (no co, ma bajerancki naramienniczek i fajną maskę na gębie :P) i rękawicę energetyczną (źle bym się czuł, jakby moje Karmazynowe Pięści nie miały porządnych power fistów :P). Żelaznej Aureoli nie ma, za to w nagrodę za niezachwianą wairę w Imperatora (a także uratowanie świątobliwego zadka przed odstrzeleniem z ręki jakiegoś zagubionego Orka) od Kapłana Ministorum dostał Różaniec (tak, wiem, Rosarius to nie jest to samo, niemniej są przesłanki pozwalające na utożsamianie tego przedmiotu własnie z klasycznym różańcem). W sumie i to i to inv 4+ (z którego nie będe korzystał bo mam przecież 3+ od tarczy). Innymi słowy-pełny WYSIWYG (zwany przez jednego z moich znajomych "wyświgiem" ;)).




Płaszcz trochę dziwnie wygląda, ale to z powodu tego, że model jest jednak trochę nad szarpnięty zębem czasu (leżał w kartonie chyba z 10 lat zanim się za niego wziąłem). Mam nadzieję, że mam się podoba.
W sobotę wrzucam Inkwizytorkę, już jest praktycznie skończona, tylko muszę jej dorobić odpowiedni kapelutek :D
Czołgiem!

środa, 19 marca 2014

Pojawiam się i znikam

Były futra, czas na kamienie.
Armia Kregu Orborosa ma do dyspozycji cały zestaw kamieni-od takich malutkich po oromniaste. Ogromniastych nie mam, duże są nie pomalowane, średnie do mnie idą więc dzisiaj będzie mowa o malutkich, najmniejszych z możliwych, a konkretnie o Znikających Kamieniach, zwanych z angielska Shifting Stone'ami.

Po cóż wydawać punkty i złotówki na jakieś kamienie, skoro można za to dokupić Goraxa albo inną fajną lekką bestię?-ktoś mógłby zapytać. Szczerze mówiąc, również zadawałem sobie to pytanie, dopóki kamyki nie trafiły w moje ręce i nie stanęły do boju przeciwko martwym legionom Cryxu.

Powody jest kilka, a mianowicie:

  • po pierwsze-mają kilka fajnych umiejętności. Pierwszą, która przede wszystkim rzuca się w oczy, jest leczenie naszych bestii (w tym również konstruktów, które z założenia leczenia nie mają). Nie jest to jakiś szał, ale k3 punkciki mogą przywrócić utracony aspekt-co może czynić już ogromną różnicę
  • po wtóre-kamienie (jak nazwa wskazuje) pojawiają się i znikają. I to znikają bardzo dobrze, bo aż o osiem cali (w grze, gdzie łuk ma 10 cali zasięgu to naprawdę dużo). Pozwala to je wykorzystać jako bloker strefy kontroli (w scenariuszach na strefy kontroli) albo po prostu jako zwykła przeszkadzajkę, w połączeniu z następną zdolnością
  • po trzecie-pozwalają teleportować jeden model, znajdujący się pomiędzy nimi również o osiem cali. Co prawda, teleportowany model musi poświęcić swój ruch, ale nie akcję-przy dobrych wiatrach można się tym pokusić nawet o caster kill, a w każdym razie o wyeliminowanie wrogiego solosa lub obejście twardzieli z shield wall'em.
  • po czwarte-mogą odessać z własnych bestii nadmiarową furię. Sytuacyjne, ale przydatne
  • po piąte-są twarde. Co prawda w walce wręcz są trafiane automatycznie a i 5 obrony przed strzelaniem to śmiech na sali, ale za do każdy kamień ma 5 kratek życia i jest dostatecznie twardy, żeby przeżyć nawet zboostowany atak (z weapon master'a albo czegokolwiek innego).
Wspomniałem że mają advance deployment?

Żeby nie było nam za smutno-jednemu "oddziałowi" Kamieni możemy dokupić Strażnika (albo Opiekuna, jak kto woli). Opiekun daje "oddziałowi" do którego jest dołączony niewidzialność (bye bye nie-eyeless'owe strzelanie), a ponadto całkiem przyzwoicie czaruje (3-calowy placek z 14 siły lub zwiększenie pancerza kosztem obrony). No i w razie W ma jeszcze magiczny kostur z reach'em. Warto wydać ten jeden punkcik, choćby dla samego stealth'a.

Nie jestem pewien czy wrzucałem, ale to moja własna wariacja na temat Znikających Kamieni i ich Opiekuna. Drugie Kamienie czekają w kolejce na malowanie.


Chwilowo przerwa w malowaniu Hord-pod pędzlem aktualnie znajduje się Chapter Master (jakkolwiek równie dobrze może być i Kapitanem) do SM.
Czołgiem.

środa, 5 marca 2014

Księżycowa Łowczyni

Zacznijmy od tego, że Orboros nie jest twardy. Nie znajdziesz w nim bestii o wytrzymałości Warjacków, nie znajdziesz piechoty z absurdalnym pancerzem. Ale Orboros nadrabia to szybkością swoich bestii, mnogością czarów zmieniających niewinne z pozoru psiaki w istne maszyny zniszczenia.

Tyle wstępniaczka.

Jako, że dzisiaj skończyłem (po chyba pół roku) model Larisa, na pierwszy ogień idzie Kaya Księżycowa Łowczyni i jej wierny wilczy towarzysz. Nie ukrywam, że jest to jeden z moich ulubionych modeli (no dobra, "normalna" Kaya ma ładniejszą rzeźbę i w ogóle jest fajniejsza, ale o niej będzie jak ją skończę) i to głównie on (choć nie tylko) zmotywował mnie do porzucenia Najemników na rzecz Kręgu Orborosa.
Czym się to "duża" Kaya charakteryzuje? Dużą obroną (co jest standardem u Warlocków Orborosa) i co najwyżej przeciętnym pancerzem (co również jest standardem u Warlockó Orborosa). Dodatkowo za darmo wraz z Księżycową Łowczynią dostajemy lekką bestię, która jest wcale przyzwoitą bestią i mądrze wykorzystana nie będzie służyła tylko jako kulochwyt,
[b]KAYA KSIĘŻYCOWA ŁOWCZYNI[/b]
Możliwości ataku Kayi są bardziej niż przyzwoite (oczywiście patrząc z perspektywy całej armii), ale-z uwagi na niski pancerz-nie jest to typ Warlocka-klepacza. Nawet pomimo posiadania reacha na swojej lasce, którą z upodobaniem trzepie po łbach wrogów Orborosa.
Kaya aż się prosi o dużą ilość bestii-wszystkie bestie nie będące konstruktami rozpoczynające swoją aktywację w jej strefie kontroli mogą biec, szarżować i wykonywać specjalne ataki nie będąc forsowanym. Co to daje? Ano to, że cenne punkty Furii można oszczędzić na dodatkowe ataki, względnie wzmocnienie tych już wykonywanych. A że bestie nie są jakoś "furiopojemne", każdy taki punkt jest cenny. Bardzo bardzo przydatna rzecz.
Co jeszcze? Jeżeli Kaya walczy wręcz z przeciwnikiem, który również jest związany walką wręcz z którąkolwiek z Orborosowych bestii zwiększa zadane obrażenia o jedną kostę oraz podbija swój współczynnik ataku o 2. Na dodatek, w walce wręcz zwiększa swój pancerz również o 2. Fajnie? No pewnie że fajnie, jednak nadal nie jest to klepacz. Za łatwo ją odstrzelić. Ale mamy w zanadrzu parę przeszkadzajek, które zdrowo "umilą" przeciwnikowi życie.
Pierwszą (i najważniejszą z punktu przeżywalności) jest czar, dający niewidzialność dla całej grupy bojowej Kayi (czyli niej samej, Larisa i wszystkich dołączonych bestii). Z co fajniejszych rzeczy jest jeszcze czar, pozwalający na zaszarżowanie bestią niezależnie od pola widzenia (jednocześnie ignorując trudny teren oraz zwiększając Ruch o 2). Oprócz tego jeszcze możliwość podbicia siły i obrony jednej z własnych bestii oraz czar zadający obrażenia.

[b]LARIS[/b]
Jak na coś co jest za zupełnego darmola, bardzo fajny zwierzaczek. Spora siłya (jak na lekką bestię), przyzwoity atak w walce wręcz, przeciętna obrona i jeszcze mniej przeciętny pancerz. Ale on służy do walki tylko w ostateczności-jeżeli znajduje się w 3 calach od Kayi, kiedy ta jest związana walką wręcz, zwiększa o 2 jej obronę, powodując, że przeciwnik będzie musiał zużyć duuuuuuużo środków, żeby cokolwiek jej zrobić. No i nigdy nie pogryzie Kayi jak zeświruje-co prawda ma dużą odporność na świrowanie, ale zawsze to jest coś, co lepiej mieć i nie potrzebować niż potrzebować i nie mieć.
No i jest jeszcze bardzo fajny animus. Pozwala jej wyciągnąć Kayę z opałów i umieścić 2" od siebie (względnie ściągnąć Kayi Larisa do siebie, w razie potrzeby). No i najważniejsza zaleta-jest za darmo, nawet, że tak powiem, do niego dopłacają ;)

Reasumując. Epicka wersja Kayi to bardzo fajny Warlock. Optymalnie jest mieć do niej kilka dużych bestii i po podejściu do przeciwnika pod osłoną niewidzialności spuścić je ze smyczy. A one same powinny już zrobić resztę.

A to moja własna i osobista wersja Kayi Księżycowej Łowczyni i Larisa:



A teraz czas wołać MORDOWAĆ! i spuścić psy wojny, że tak zacytuję Shakespeare'a/
Czołgiem!

niedziela, 23 lutego 2014

Taka tam informacja

Witajcie.
Patrzę na datę, patrzę na ilość postów w tym miesiącu, i znowu na datę i znowu na ilość postów i stwierdzam, że strasznie się opieprzam... Trzeba by w końcu nadgonić stracony czas, bo raz-blog musi żyć, a dwa-można o mnie powiedzieć wiele, ale nie to, że jestem kiepem. Więc muszę pocisnąć. Na szczęście zza zakrętu (miesiąca) macha już do mnie zasłużony urlop, więc i czasu na pacynki będzie więcej.

A w międzyczasie-coś, co być może zainteresuje część z Was. Otóż na przełomie maja i czerwca w pięknym mieście Koszalinie odbędzie się trzeci już Bałtycki Festiwal Modelarski. Jeżeli ktoś ma ochotę może zgłosić się do konkursu na najładniejszy model redukcyjny. No ale pomimo tego, że modele redukcyjne to wyższa szkoła jazdy (dla mnie zrobienie porządnego modelu redukcyjnego jest równie trudne co namalowanie pary oczu patrzącej w jednym kierunku), to blog poświęcony w dużej mierze bitewniakom za dużo nie ma z nimi wspólnego. Skąd więc ta informacja?
Otóż oprócz konkursu można wziąć udział również w samym festiwalu-nazwijmy to dla uproszczenia "przeglądem". A jako że jeden z sędziów od jakiegoś czasu interesuje się bitewniakami (a konkretniej kwadratową wersją Młotka, nad czym bardzo boleję), załatwił nam-bitewniakowcom-dwie osobne kategorie: "pojazdy i figurki fantasy" oraz "pojazdy i figurki s-f". Niby coś tam można wygrać, ale raczej bym się na to nie napalał-redukcyjniacy i tak pewnie zmiażdżą konkurencję. Ale nie chodzi o wygrywanie tylko o pokazanie światu czym my-fani gier bitewnych-się zajmujemy i że nie jesteśmy tylko "tymi dziwnymi kolesiami co przesuwają ludki i drą się na siebie", ale też w dużej części hobbystami-modelarzami, malarzami, rzeźbiarzami i innymi-ami związanymi z powyższym.
Jak dotąd zgłoszeń jest nie za wiele. Osobiście zgłosiłem do przeglądu krasnoludzich Slayerów (którzy już czekają na swoją kolejkę pod pędzel) oraz model Mantikory do mojej dziarskiej Gwardii.
Jeżeli ktoś byłby przypadkiem w okolicach i miałby chęć się pokazać czy chociażby zobaczyć modelarstwo figurkowe nie-bitewne, w imieniu orgów zapraszam.
A tymczasem wracam zmagać się z anginą która w końcu mnie dopadła po prawie roku (i tak niezły wynik).
Czołgiem (że ta nawiążę do powyższego zdjęcia ;)).

poniedziałek, 10 lutego 2014

PLUTOOOON! NA MOJĄ KOMENDĘ...

Drugi post dzisiaj, ale musiałem zrobić porządek z blogiem, bo wdarło mi się lekkie zamieszanie. Chyba w końcu doszedłem do jako takiego ładu-w każdym razie linki działają jak należy czyli już jest przyzwoicie. A teraz trochę fluffu.

Wśród młodszej części ledańskiej szlachty od jakiegoś czasu panuje moda na "solidaryzowanie się z ludem". Młodzi szlachcice bardzo chętnie wstępują w szeregi Fizylierów (po części jest to traktowane jako swoista przygoda, po części-jako, że służba wojskowa jest na Ledzie obowiązkowa dla każdego obywatela-dlatego, że nie zaliczyli egzaminów do Akademii Pancernej. Na potrzeby tych mniej zdolnych powołano Korpus Kadetów-akademię, gdzie młodych szlachciców uczy się taktyki, strategii oraz dowodzenia oddziałami i pododziałami piechoty. Dowództwo Sił Zbrojnych Ledy uważa, że najlepszą metodą nauki wojennego rzemiosła jest walka w polu. Dlatego Kadetów przydziela się do jednostek liniowych, gdzie po odbytej rocznej praktyce pod okiem oficera-w zależności od predyspozycji-zostają przydzieleni jako oficerowie do własnych pododziałów bądź też (ci mniej zdolni) przeniesieni do rezerwy (powoływanej pod broń tylko w razie najwyższej konieczności).

Przedstawiam Wam zatem pierwszą (prawie) ukończoną jednostkę do Gwardii-Drużynę Dowodzenia Plutonu Zielonego. Na razie 4 Kadetów, uczących się dopiero na oficerów (w tym łącznościowiec):




Najlepiej wyszedł mi chyba "weteran" (koleś z zabandażowaną ręką i hełmem w drugiej), a w każdym razie jestem z niego najbardziej zadowolony. Szczerze mówiąc-strasznie się z nimi męczyłem. Chciałem, aby każdy był jakiegoś tam rodzaju indywidualnością (w końcu to przyszli oficerowie, muszą się czymś wyróżniać od mas szarej piechoty, którą będą dowodzić), ale wszystkie gwardyjskie pistolety laserowe i miecze łańcuchowe są trzymane w identycznych pozach, więc ciężko było coś wykombinować. Co mogłem, to zrobiłem.
Brakuje jeszcze oficera-ten się dopiero będzie malował, na razie moczy się w DOT4.

Uprzedzając pytania-dlaczego oni są fioletowi? Ano dlatego, że chciałem zrobić coś w rodzaju Mordian. Wiadomo-oryginalni Mordianie są ciężko dostępni, ale przynajmniej niech moi dzielni wojacy mają coś z nich ;)

Tyle na dziś.
CZOŁGIEM!

Moja własna prywatna Gwardia

Nowy rok-nowy dział. Dział, w którym będę tworzył tło fabularne do mojej armii Imperialnej Gwardii.

Ta część z Was, która czyta dział pod pięknym tytułem "Czarna Biblioteka" na forum Gloria Victis miała okazję zapoznać się z poniższym tekstem. Będzie on z czasem rozwijany, tak, żeby dać pełny fluffowy przekrój przez moją ukochaną Gwardyjkę. Lubię, kiedy rzeczy trzymają się kupy, a armia bez fluffu to tylko zbieranina figurek. Enjoy!

Wszędzie jakieś Zakony Kosmicznej Piechoty Morskiej-a to Stalowe Orły, a to Białe Orły, to Robaczki Świętojańskie, a to Love Marines, a to Angry Marines, to Hello Kitty Marines... rzygam już pancerzem energetycznym, taktycznym pancerzem Drednot, bolterem, bolt pistolem i boltczymkolwiek. A co z Gwardią ja się pytam?

A tak się składa, że mam fazę na tą armię i zapełnię lukę w brakującym fluffie. Postaram się go z bardzo nie zgwałcić (co by uniknąć linczu klimaciarzy, do których w sumie sam się zaliczam), a w każdym razie nie bardziej niż robi to GW ;) No i będę się starał, żeby miało to ręce, nogi i jeszcze lasguna w ręku ;)

A więc, powitajcie radośnie Fizylierów Ledańskich

Kwestia wstępu:
Leda jest Planetą Rycerską, położoną w Segmentum Tempestus, w Sektorze Uhulis. Do niedawna była Planetą Feudalną, jednakże odkryte złoża minerałów wzbudziły zainteresowanie Adeptus Mechanicus, co przyczyniło się do rozwoju planety. Obecnie Leda jest głównym ośrodkiem zaopatrującym wojska imperialne w ciężkie czołgi klasy "Leman Russ" oraz superciężkie klasy "Baneblade" oraz "Stormsword". Ledańskie samobieżne wyrzutnie rakiet klasy "Manticore" są bardzo cenione wsród innych wojsk imperialnych, a to ze względu na niezwykle spokojnego (jak na pojazdy tego typu) Ducha Maszyny. Ponadto na Ledzie produkuje się wszelkiego rodzaju wozy pancerne-od klasycznej "Chimery" po wóz dowodzenia klasy "Salamandra", a także samobieżne armaty, haubice oraz moździerze.

Struktura społeczna:
Na Ledzie wciąż obowiązuje struktura feudalna. Planetą zarządza imperialny gubernator (zwany Kasztelanem), a wszelkie stanowiska oraz urzędy zajmują tylko i wyłącznie członkowie ledańskiej szlachty.

Religia
Religia na Ledzie jest sprawą mocno skomplikowaną. Z jednej strony szlachta, pod wpływem kontaktów z Adeptus Mechanicus wyznaje kult Omnizjasza, Boga-Maszyny, z drugiej zwykli obywatele mają mocno w swej świadomości zakorzeniony Kult Imperialny, który wzmacniają wędrujący po całej planecie kaznodzieje. Na dodatek plebs krzywo patrzy na szlachciców, jawnie obnoszących się z symbolami Omnizjasza, traktując to jako odstępstwo od jedynej i prawdziwej wiary w Nieśmiertelnego Imperatora Ludzkości.
Ledanie są bardzo nieufni wobec ludzi władających mocami psionicznymi. Wielu z nich, podejrzanych o czary i kontakty ze zgubnymi mocami Chaosu, spłonęło na stosach, po tzw. "polowaniach na czarownice". Sytuację podkręcają jeszcze przedstawiciele Inkwizycji, sam często prowokujący nagonki na psioników, mutantów i podejrzanych o kontakty z przedstawicielami obcych cywilizacji.

Siły zbrojne
Podstawową formacją są Ledańskie Siły Samoobrony, czyli nic innego jak Pułki Obrony Planetarnej, w których każdy obywatel płci męskiej po ukończeniu 16. roku życia ma obowiązek odbyć dwuletnią służbę.

Ledańskie Pułki Pancerne są znane w całym Segmentum. Ich kadrę stanowią tylko i wyłącznie ledańscy szlachcice. Wyposażeni w czołgi klasy "Leman Russ", świetnie wyszkoleni i cechujący się niezwykłym męstwem, często stanowią pancerną pięść, po prostu wbijając się w najlepiej bronione punkty oporu przeciwników.

Jednakże są takie miejsca, gdzie czołgi sobie nie poradzą. Miasta, wąwozy, nieprzebyte lasy. Doświadczenie zdobyte w takich warunkach bojowych spowodowało, że Ledański Sztab Generalny podjął decyzję o włączeniu do regularnych sił zwykłych, niebędących szlachcicami, obywateli. W ten sposób utworzono Pułki Ledańskich Fizylierów, których zadaniem jest wspieranie jednostek pancernych oraz (w przypadku niesprzyjającego terenu) prowadzenie działań bojowych zamiast nich.

Tyle na dziś. Moje zwyczajowe pożegnanie będzie pasowało bardziej niż gdziekolwiek indziej ;)

CZOŁGIEM!

piątek, 31 stycznia 2014

Nikt nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji!

Plany miałem wielkie, ale paskudny wygląd szeregowych żołnierzy Gwardii zweryfikowała je bardzo skutecznie. Na dodatek trochę się opieprzałem i zamiast malować grałem w jakieś flashowe gierki. I tak mijał dzień za dniem aż w końcu nadszedł 31 stycznia a model zgłoszony to tegomiesięcznej edycji PMotM nadal kwitnął w podkładzie. Zakasałem więc rękawy i tak po niecałych pięciu godzinach malowania przedstawiam wam nikogo innego jak, ni mniej ni więcej, Inkwizytora Lorra z Kapituły Hereticus.





Model, którego malowanie jest prawdziwą przyjemnością. Schemat kolorystyczny taki a nie inny, aby trzymał się w kupie z całą resztą moich dzielnych Gwardzistów. Myślę, że wyszedł dobrze-komentarze tradycyjnie mile widziane :)
Jutro chyba w końcu wymęczę ten biedny PCS. Do następnego.
CZOŁGIEM!

czwartek, 23 stycznia 2014

Hulk, i to bynajmniej nie kosmiczny

Witajcie.
Plany ja zwykle biorą w łeb, a to z tego powodu, że moje kierownictwo po prostu nie potrafi sobie beze mnie poradzić... Doba się jakby skurczyła, więc i czasu na malunki mniej. Na szczęście chyba najgorszy okres już za mną, na dodatek towarzysze z klubu mnie zmobilizowali do złapania na pędzel i położenia paru warstw farby tówdzie i ówdzie.
W ramach konkursu Play Mini of the Month na forum WARMACHINE/HORDES wziąłem się za coś co po pierwsze-doszło do mnie niedawno, a po wtóre-było modelem przez który zdecydowałem się na frakcję Kręgu Orborosa. No bo kto by nie chciał mieć takiego fajnego Hulka na półce? A zobaczyć jak wpada we wraże oddziały piechoty i przechodzi przez nie jak przez masełko jest jeszcze fajniej-kto nie widział, niech sprawdzi ;)
Przed wami ucieleśnienie dzikości, Gorax. Wersja 2.0, bo na całe szczęście rzeźbiarze z PP doszli do wniosku, że poprzedni model jest paskudny (tenże model zobaczycie przy okazji malowania go, naprawdę jest ohydny). Zdjęcie na razie jedno, bo jak na złość siadła mi bateria od małpki :/


Jak może zauważyliście, pojawił się nowy dział- "Moja Gwardia". Już jutro powinny pojawić się tam pierwsze modele, bo w końcu się za nich zabrałem na poważnie. Na ile starczy chęci? To się okaże, na razie czeka minimum plutonu piechoty-sekcja dowodzenia i dwie drużyny zwykłych szaraków. Do jutra.
CZOŁGIEM!

niedziela, 5 stycznia 2014

Kamienie mi... yyy... znikające?

Osttni dzień, ostatnie godziny na nowego posta, żeby trzymać się planu ;) Na szczęście miałem coś w zanadrzu. Coś, czego jeszcze-na całe szczęście-tutaj nie wrzucałem, jakkolwiek ci, którzy obserwują serwis The Node już to widzieli.
Modele z jednej strony łatwe-mało szczegółów, nic tylko suchy pędzel i ewentualnie trochę washa tówdzie i ówdzie. Ale z drugiej strony na łatwych modelach najłatwiej się przejechać. Na szczęście udało mi się uniknąć pułapek i kamienie wyszły jak należy. Poniżej same kamyki:

 tutaj całą wesoła rodzinka, czyli kamienie ze (widzianym już tutaj) Strażnikiem, albo Opiekunem-jak kto woli. Podstawki będą jeszcze malowane, jednakże nie mogę się zdecydować czy będą żółte czy pomarańczowe :P

W tygodniu coś pewnie jeszcze pomaluję. Albo na warsztat idzie Gwardia lub względnie Siostry (albo i jedno i drugie) albo może Krasnale. Się zobaczy jeszcze, w każdym razie obserwujcie.
I tym miłym akcentem żegnam się dziś. Do następnego.
CZOŁGIEM!

sobota, 4 stycznia 2014

(Spóźnione) podsumowanie Roku Pańskiego 2k13

Miniony rok już dawno za nami, czas więc na jakieś podsumowania.
Przede wszystkim-sam jestem zaskoczony ilością wejść. Prawie 5000 w ciągu niecałego roku. Dużo? Dla mnie tak. Mam całkiem przyzwoite (jak na kogoś, kto tak naprawdę pisze do szuflady) grono obserwatorów i stałych komentatorów. 54 posty (czyli w sumie średnio 1 na tydzień)-czyli tyle, ile było planowane (w późniejszych etapach mojego blogowania). Zdaję sobie sprawę, że niektórzy z Was mają po 10 tysięcy wejść dziennie. Ale jak mówiłem-piszę głównie do szuflady i naprawę jest mi bardzo bardzo miło, że ktoś czytaj moje wypociny. A jest mi miło w dwójnasób, że ktoś jeszcze je komentuje. Wszelkie komentarze są dla mnie cenne-pozwalają mi rozwijać a to mojego skilla modelarsko-malarskiego a to samego bloga czy też, że tak powiem, świadomość gracza. Za wszystko WIELKIE WIELKIE DZIĘKI!

A teraz plany.
Po pierwsze-skończyć w całości którąś z coraz liczniejszych armii. Prawdopodobnie będzie to Obora (z racji ilości modeli, chociaż te ostatnimi czasy mnożą się jak króliki), chociaż może spróbuję pocisnąć albo rodzącą się armię Krasnali do Battla, albo może sojusz Siotrzano-Gwardyjsko-Inkwizycyjny. A może uda mi się ogarnąć wszystko a mój skill będzie już dostatecznie doby, że wezmę się za gang do Wolsunga i armię do Infinity. Ale nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość-na początek jedna armia, jeżeli będzie ich więcej-tym lepiej dla mnie.
Po wtóre-częstsze aktualizacje bloga. Jeden post w tygodniu udało mi się osiągnąć, czas podnieść poprzeczkę (a także mieć motywację do malowania). Niniejszym zobowiązuję się od tygodnia obecnie obowiązującego wrzucać po dwa posty tygodniowo (z zastrzeżeniem braku postów w przypadku mojej nieobecności w domu tudzież choroby lub innych czynników uniemożliwiających mi malowanie). Jeżeli dnia 31 grudnia roku bieżącego nie będę miał co najmniej 104 postów napisanych w tym roku, będę ostatnim kiepem i (parafrazując klasyka) każdy kto pomyśli "kiep", będzie mógł mówić "Bananovitch". Ot, taka podwójna motywacja.
Po trzecie-no cóż, u Pratchetta trolle umieją liczyć tylko do dwóch, więc trzeciego punktu nie będzie ;)

A teraz, życzę Wam spokojnego roku, samych jedynek na liderkę i samych szóstek na trafienie i zranienie. I aby superciężkie pojazdy nie okazały się tak kłopotliwe jak się wydają ;)

CZOŁGIEM!