poniedziałek, 21 października 2013

Przyszła koza do woza

Trochę mnie nie było, ale to dlatego, że wciągnęło mnie malowanie. Powolne, w bólach rodzone, ale wciąż do przodu wciąż do przodu...
Jest takie powiedzenie-jeżeli nie możesz ich pokonać, to się do nich przyłącz. Zdecydowałem się do niego zastosować, ponieważ moi dziarscy najemnicy tyle razy dostali łomot od wszelakiej maści warlocków, ciężkich i lekkich bestii i innego hordowego tałatajstwa, że powiedzieli dosyć! Za mało nam płacisz, żebyśmy ot tak sobie umierali zjedzeni przez wygłodniałego Trolla.
A jako, że okazja czyni, no, co prawda w oryginale jest złodzieja, ale ja zmienię na kupca-innymi słowy, trafiła mi się okazja zakupu armii do Hord, skorzystałem czym prędzej. Moje szczęście było podwójne, gdyż była to armia z najładniejszymi (moim zdaniem) bestiami i najbrzydszymi (moim zdaniem) warlockami. Krótko mówiąc: Krąg Orborosa.

Długo długo nie mogłem się zdecydować na schemat kolorystyczny(wiedziałem tylko, że nie będzie to klasyczna zieleń+złoto, bo zupełnie mi się nie podoba). I tak-jak to zwykle natchnienie-nieoczekiwanie i przez przypadek, będąc na spacerze z potomstwem, wpadłem na pomysł: jesień. Czyli czerwień, pomarańcz, żółcień. Jak wyszło, oceńcie sami:




Chyba nienajgorzej (jak na mnie) prawda? :)
Malować trzeba dalej, teraz na warsztat Druidka.

Czołgiem!

środa, 16 października 2013

O nerdach, nerdowości i wielkich korporacjach

Nerd-pochodzące z języka angielskiego negatywne określenie osoby pasjonującej się naukami ścisłymiinformatykągrami komputerowymi; od niedawna do jednych z pasji nerda zalicza się fantastykę, jak i czytanie komiksów. Są nieprzystosowani do życia w grupie młodzieżowej.Introwertycy, nie utrzymują stosunków towarzyskich i nie dbają o formę fizyczną. Są obiektem przemocy szkolnej, gdyż nie potrafią odpowiednio reagować na zaczepki. Jego bardziej uspołecznioną wersją jest geek. (za Wikipedią)

W świecie gier bitewnych określeniem "Nerd" określa się każdego maniaka, a co za tym idzie, chyba każdego gracza, którego interesuje coś ponad samo granie/malowanie. Interesuje się fabułą, światem i szeroko rozumianym fluffem. Większość z nas jest tak naprawdę nerdami-czy chcemy to sami przed sobą przyznać, czy nie (pzdr Amittus).

Co jakiś czas (kiedy to Warsztat Gier wypuszcza nowe-coraz to droższe-modele) następuje jojczenie na temat firmy i wraca żelazny argument "to jest firma, notowana na giełdzie, że jej celem jest robienie kasy, bla bla bla. Wiadomo-w dzisiejszych czasach nie ma nic za darmo, na dodatek bitewniaki czy planszówki są dobrem luksusowym, tak jak samochody, telefony komórkowe czy Rolexy. A w związku z tym-jak to dobra luksusowe-relatywnie drogim. Ale jak to możliwe, że jedna firma może robić modele i nie mieć umiaru w podwyżkach cen, a inna- robiąc modele podobnej jakości, jednak miec ceny na poziomie przyzwoitości?

Czytając tego bloga, z pewnością znacie, a przynajmniej słyszeliście od blogu użytkownika znanego jako Fireant (jeżeli nie znacie-wyguglajcie sobie, bo warto). Tenże Fireant na swoim blogu zrobił zestawienie odnośnie jakości i cen figurek różnych firm (Warsztatu Gier, Privateer Press, Corvus Belli i czegoś tam jeszcze). Zapraszam do poczytania, bo jest to naprawdę rzeczowe porównanie, i jeżeli ktoś chciałby zacząć grę w bitewniaki a jego fundusze są mocno ograniczone, warto się z nim zapoznać.

Rzeczony Fireant,na jednym z ogólnopolskich for dyskusyjnych stwierdził, że przestał grać w gry Warsztatu Gier (moja polonistka byłaby przerażona tym zdaniem...) z takich to a takich przyczyn (między innymi coraz droższe modele). I padł ciekawy zwrot-inne gry mają posmak (tytułowej) nerdowości. Co sam sprawdziłem na własnej skórze.

Głupio jest hejtować (modne słowo) firmę, z którą jest się związanym od lat 17, ale wszystko ma swoje granice. Nawet ciepliwość tak spokojnego człowieka jak ja. Jak zobaczyłem ceny nowych (plastikowych!) modeli półtora raza droższe od ich metalowych odpowiedników. Jak zobaczyłem (rzekomo tańszy) fajnkast, który miał być rewolucją, a jest zwykłym tandetnym oszustwem droższym o średnio 25% od metalowych odpowiedników tych samych modeli to postanowiłem przesiąść się na inne systemy firm, które mają ten "posmak nerdowości".Pamiętacie czasy, kiedy dwudziestu Imperialnych Gwardzistów kosztowało osiem dych?Ja pamiętam. A teraz oddział dziesięciu kosztuje stówę. Uważacie, że to uczciwe względem klienta? Szczególnie, że wzór jest ten sam od dobrych 12 lat...

A teraz... kupiłem jakiś czas temu model do Hord. Otwieram pudełko,a tam niemiła niespodzianka-karta z poprzedniej edycji. Poszperałem w necie, napisałem maila pod właściwy adres... Wracam dziś do domu po pracy,a tu niespodzianka-list z Privateer Press z nowiutką, brakującą (w sumie niezbędną do gry) kartą. Wyobrażacie sobie TAKIE podejście do klienta ze strony Warsztatu Gier? Firmy, od której nie mogę się doczekać odpowiedzi na głupiego maila z prośbą o klaryfikację JEDNEJ zasady?

Warsztatowi Gier dziękuję.W dupie mają klienta. Liczy się tylko kasa. Z pewnością dla PP czy Corvus Belli też chcą nas zdoić z kasy (w końcu to przecież oczywiste-patrz wstęp do tego posta),ale przynajmniej udają, że szanują klienta. I robią to bardzo dobrze.

Czołgiem!

środa, 9 października 2013

Jaime Astarloa czyli tak jakby Czempion Imperatora

"-Poznaliście już całe uzbrojenie strzeleckie, jakie mają do dyspozycji żołnierze Kosmicznej Piechoty Morskiej. Znacie jego siły i słabości, znacie odpowiednie dane techniczne wymagane do polowej naprawy, znacie wszystkie rodzaje amunicji i na kogo ją używać. Ale w ogniu walki z pewnością zdarzy się sytuacja, gdzie święty bolter to za mało. Jesteście Zwiadowcami. Oczami i uszami zakonu. Będziecie zdani tylko na to, co będziecie mieli przy sobie oraz na inwencję waszego Sieżanta. Naboje kiedyś się kończą, wtedy pozostaje wam tylko nóż taktyczny i kolba waszego boltera. Ale o tym opowie i będzie was szkolił ktoś inny. Czempionie?
Zza kolumny wyszedł wojownik w złotym pancerzu. Jego hełm zdobił pióropusz z granatowych i czerwonych piór. Lewy naramiennik, pomalowany na srebrno, nosił symbole Inkwizycji Wśród Zwiadowców rozległy się pomruki:
-Widzicie? To Czempion Imperatora?
-Kto?
-Najlepszy z najlepszych. Jest strażnikiem samego Mistrza.
-Jeżeli on nas będzie szkolił to mamy przerąbane..."

Witam po tygodniowej z okładem przerwie. Przez ten okres pomalowałem niewiele, ale po drodze zaliczyłem powiększenie armii (kolejne...), turniej, zwątpienie w moich dzielnych Kosmicznych Piechociarzy Morskich, nawet chęć ich pozbycia się. Ale udało mi się przezwyciężyć (tak jak Dorn przezwyciężył swoją dumę po ogłoszeniu Codexu Astartes) chwile słabości i wróciłem do malowania.
Jak pewnie zauważyliście-w moim malowaniu brak ładu i składu. Innymi słowy, parafrazując znakomitego Jerzego Stuhra-niezły burdel. Po prostu chciałbym mieć pomalowane wszytko naraz, dlatego nic z tego nie wychodzi. Stąd też każdy model jest z innej parafii, znaczy oddziału.
Od razu powiem-pod względem Gwardii Honorowej jestem hipsterem-plany jej zrobienia miałem, zanim stała się modna, od czasu, kiedy to na znanym polskim serwisie aukcyjnym nabyłem modele, które prosiły się o wystawianie ich w artificerkach. Do wyboru miałem albo 10 gierojów albo pełny oddział Gwardii Honorowej. Gierojów mam aż nadto, więc wybór był oczywisty. W międzyczasie dokupiłem potrzebne bajery do ich wykończenia (bo niekoniecznie na HG pasują kolesie w hełmach Straży Śmierci) i się za nich w końcu zabrałem. Przy okazji-oddział jest warty każdych punktów jakie na nich wydasz, bo wpada z jednej strony armii przeciwnika a wychodzi z drugiej. Z minimalnymi stratami. Polecam.
Karmazynowe Pięści to jeden z niewielu zakonów (zasadniczo takiej terminologii używają chyba tylko zakony wywodzące się z Imperialnych Pięści) którzy używają tytułu Czempiona Imperatora. Oczywiście najbardziej znani są Czempioni Czarnych Templariuszy, ale pomimo tego, że to świetny zakon (i też potomkowie Dorna!), wolę jednak mój Zakon na wyginięciu. Ale zdecydowałem, że tej nazwy będzie nazywał kozak nad kozaki, best of the best (with distinction, jeżeli ktoś rozumie żarcik), czyli szef Gwardii Honorowej. A jako szef-musi się wyróżniać czymś z reszty. Czyli pogmerałem w bitsach, wyjąłem skrzydełka z zestawu weteranów Mrocznych Aniołów, na dodatek użyłem miecza z zestawu Szarych Rycerzy, przebijającego łeb demon, którego nazwy teraz nie pomnę (a szukać mi się nie chce)i kozak nad kozaki gotowy. Początkowo Gwardia miała mieć normalne, granatowe, pancerze, ale doszedłem do wniosku, że powinni się jednak wyróżniać. Skoro u blondasów, znaczy chciałem powiedzieć Krwawych Aniołów odpowiednik Gwardii Honorowej nosi złote pancerze, to moi karmazynowopięści bracia nie będą gorsi. Zakon na wyginięciu, ale przynajmniej wyginie z klasą, o!
A Dlaczego nazywa się tak a nie inaczej? Aktualnie czytam książkę, której bohaterem jest właśnie człowiek o tym nazwisku. Znakomity szermierz, więc jakże mógłby się nazywać ktoś, kto goli się mieczem energetycznym? ;)
Focie:


Złoto i srebro (zwłaszcza srebro) wyszło mi kiszkowato. Ale chyba w końcu nauczyłem się malować biel. Po 17 latach...
Czołgiem!

wtorek, 1 października 2013

Czterdziestka na planszy

Jakiś czas temu w Internetach pojawiła się wiadomość, że znany producent planszówek,czyli Fantasy Flight Games, tworzy gręosadzoną w uniwersum Młota Bojowego Czterdzieści Tysięcy, na dodatek o podobnej mechanice jak w "Talismanie" (czyli po mojemu "Magii i Mieczu"). Z czasem informacji było coraz więcej, wyciekły nawet zdjęcia "pionków", a ja napalałem się na ten tytuł bardziej, niż piec martenowski na koks. I tak oto, na trzydziestą rocznicę największego cudu natury od czasu kiedy człowiek zszedł z drzewa, czyli mówiąc wprost-moich własnych trzydziestych urodzin, zażyczyłem sobie od mojej Drugiej Połowy tenże tytuł.Jako się rzekło, tako się stało a Czterdziestka na planszy (nie mylić z polem bitwy) zawitała pod mój dach. "Relic: tajemnica Sektora Antian"-bo taki tytuł nosi gra, faktycznie jest "Magią i Mieczem" w kosmosie. Chociaż...


Zacznijmy od tego, że "Relic" czerpie garściami ze świata WH40k. Znajdziemy tam chyba wszystkie archetypy postaci, jakie możemy spotkać po stronie Imperium Ludzkości, a w które możemy się wcielić w poszukiwaniu tytułowej tajemnicy Sektora Antian. I tak oto mamy wolnego kupca, Komisarza Imperialnej Gwardii, Techkapłana Adeptus Mechanicus, zabójczynię Officio Assassinorum, Inkwizytora, Kapitana Kosmicznej Piechoty Morskiej a nawet zapomnianą już z lekka Siostrę Bitwy. BA! Nawet nie-ludzie w postaci Ogryna i Szczuraka (bardzo zgrabne tłumaczenie Ratlinga) mogą walczyć z heretykami, demonami i podłymi Xenos.
Co do przeciwników z jakimi przyjdzie nam walczyć-mamy i Tyranidów, i Eldarów, i Kosmiczną Piechotę Morską Chaosu, i Demony i mutanty nawet. Z bohaterów znanych z bitewniaka nie spotkamy tylko Eldrada Ulthrana (aż dziwne!), Skulltakera, Skrybów Tzeentcha. No i tyranidzkiej Zguby Malan'tai. Cała reszta-do wyboru do koloru. Przyjdzie nam więc walczyć i z Avatarem Khaine'a i Kairosem Tkaczem Losu (kolejne zgrabne tłumaczenie) i Maską Slaanesha i nawet z legendarnym Gackiem czyli Ghazkullem Mag Uruk Thraką we własnej zielonej osobie. Pełna menażeria. Innymi słowy: jest z kim powalczyć.
Mechanika: powiem wprost-nie jest to gra dla ludzi, którzy lubią szybką rozgrywkę w przerwie na lunch (jak to się teraz mówi) albo między zajęciami na studiach. Nie jest to gra dla ludzi, którzy lubią jak im mózgi dymią od wysiłku intelektualnego. Gra jest prymitywna do bólu. Rzucasz kostką, ciągniesz jedną lub kilka kart, czytasz co jest napisane, jak walka-znowu rzucasz kostką i porównujesz wyniki z rzutem przeciwnika. Jedyne kminienie to to, czy iść w jedną czy drugą stronę oraz czy opłaca się przejść z sektora do sektora (odpowiednik Krain z "MiMa") teraz czy może później, po dopakowaniu charakterystyk.
Od strony technicznej: gra jest tak ładna, że nie wiadomo na co patrzeć najpierw. Czy na planszę, czy na karty postaci, czy na karty zdarzeń, czy na karty reliktów, które możemy znaleźć czy na karty wszelakiej maści majchrów, które możemy nabyć. Widać, że graficy byli pędzeni do roboty butem i okrutem. Statystyki postaci oznaczone są wskaźnikami na karcie postaci (co znacząco ułatwia grę, bo w każdej chwili wiadomo, jakie staty ma nasz bohater oraz czy jest sens ryzykować walkę z takim to a takim przeciwnikiem, czy jednak próbować jej uniknąć). No i pionki... Z resztą-to nie ma co opisywać, zobaczcie sami.
Po prostu rewelacja w najczystszej postaci. Szkoda szkoda szkoda że takich modeli nie ma w normalnym, bitewniakowym 40k.
Jak mówiłem-gra jest prymitywna do bólu. Ale wciąga niesamowicie. Przy pierwszej grze, kiedy moja postać spotkała się z Gackiem (nie chcąc psuć sobie przyjemności nie przeglądałem przed rozpoczęciem rozgrywki kart) poczułem się jakbym miał 17 lat mniej. Jakbym pierwszy raz spotkał się z uniwersum Bojowego Młota 40k. Po prostu REWELKA! Pominę fakt, że jestem (a właściwie do pewnego czasu byłem) ogromnym fanboy'em tego świata. Ale mój kumpel, który do czynienia z Czterdziestką miał tylko przy "Dawn of War'ze" podniecał się tym jeszcze bardziej. Co świadczy już samo o sobie.
Gra ma tylko jedną wadę (albo kolejną zaletę-zależy jak na to patrzeć): jest straaaaaaaaaaaaaaaaasznie długa. Niestetymusisz na nią poświęcić dobre pół dnia. Ale po wykonaniu ostatecznego zadania wiesz, że to było dobre pół dnia, bo nawet tego nie zauważyłeś.
Na koniec-tłumaczenie jest fantastyczne. Doskonale oddaje i klimat świata i (w przeciwieństwie do niektórych spolszczeń podręczników do bitewniaka) doskonale oddaje to, co powinno (majstersztykiem jest wspomniany Kairos Tkacz Losu oraz Techkapłan Inżyprorok). Brawa, brawa, brawa dla tłumacza. Tylko ten kretyński Burszuj mnie razi (ale to akurat wina pierwszego tłumacza podręcznika do Orków)...
Podsumowując: za cenę circa 180 złociszy, czyli niewiele więcej ile kosztuje box nowości do Kosmicznej Piechoty Morskiej dostajesz: fantastycznie wykonane pionki, karty i planszę z przepięknymi grafikami, kupę dobrej rozrywki i tyle klimatu, że aż uszami wycieka ;). Brać, nie zastanawiać się. Bo warto, chociażby dla tych przecudnych pionków.
Do następnego.
Czołgiem!