piątek, 30 sierpnia 2013

Czemu na fiolet?

Ech, niestety, tzw. Życie coraz mocniej odciąga mnie od uprawiania mojego ukochanego hobby. Aktualizacje miały być codziennie, ale nie dość że młyn w pracy to jeszcze przeciągający się w nieskończoność remont łazienki skutecznie odciągały mnie od pisania czegokolwiek, nie mówiąc o malowaniu czy robieniu zdjęć. Innymi słowy-obiecany browar się należy, słowo się rzekło, dotrzymać trzeba.
Ktoś mnie niedawno zapytał, czemu maluję figurki na fiolet. Ano dlatego, że bardzo lubię ten kolor to raz. Dwa-fiolet to główna barwa królestwa Llael, z którego pochodzi moja warcasterka. No i po trzecie-lubię jak armia ma jakiś unifikujący ją element. O ile w przypadku Kosmicznych Marines czy innych armii jest to bardzo łatwe-wystarczą takie same pancerze/mundury/kolor skóry chociażby, to w przypadku armii najemniczej-składającej się bądź co bądź raczej z bandy indywiduów o mniej lub bardziej podejrzanej proweniencji jest to raczej trudne. Dlatego chcę żeby Każdy model miał jakiś element we fiolecie-będzie to element nadający spójność armii. A to czy pasuje to dla trolla jest już mniej ważne, i tak dobrze że nie zrobiłem mu fioletowych gaci :P
A teraz czas na Pistoletowego Maga z Llael (kurde, nadal nie wiem jak przetłumaczyć Gun Mage), zwanego w Cygnarze Pistoletowym Magiem Tajemnej Nawałnicy, czyli po prostu zwykłego ATGMa. Kontrakt na który się zdecydowałem pozwala mi wystawić jedną taką jednostkę jako najemniczą, armia tematyczna Ashlynn D'Elyse na czwartym tierze pozwala mi na wystawienie nawet dwóch takich jednostek! Bardzo dobrych dodam od siebie. No i lepszych od Cygnarowych ATGMów (bo mają ładniejsze mundury :P).


Po raz kolejny wychodzą braki w moim warsztacie. Ponadto niespecjalnie lubię malować liniową piechotę, szczególnie której jest tylko kilka wzorów:/ Na dodatek podczas transportu na bitwę chyba mi się trochę poobijał, co zauważyłem dopiero na zdjęciach :/ No i w końcu-czy tylko mi się wydaje, czy ten ATGM (przepraszam LGM :P) ma twarz wioskowego głupka? Jakoś tak mi się kojarzy...
Następny post nie wiem kiedy, postaram się aktualizować bloga jak najczęściej-co najmniej dwa wpisy w tygodniu. Ale ci którzy mają już rodziny sami wiedzą, że nie tak łatwo wygospodarować czas na zajęcia dodatkowe.
Czołgiem!

sobota, 24 sierpnia 2013

Naści trzos za głowę Byku krasy

Kiedyś dawno temu przeczytałem gdzieś, że wygląd twojego biurka odzwierciedla to co masz w głowie. W moim przypadku sprawdza się to doskonale-bur... yyyy... twórczy nieład znaczy na moim biurku doskonale odzwierciedla chaos panujący w moim łbie. Kiedy to Danonkę skończyłem? Parę dni temu zdaje się (wtorek?), a dzień potem miał być wrzucony jej partner, niejaki Byk (z angielska Bullem zwany). Byk po wyschnięciu wylądował w pudełku z figurkami, a ja-będąc pewnym że słit focie już zrobione, głowa popiołem posypana i tak dalej-zapomniałem o nim. I już miałem wrzucać piękną foteczkę dzisiaj skończonego Arcane Tempest, stop! wróć! tych używa Cygnar., ja używam Llaelese Gun Mage'a (co za nazwa-jak to przetłumaczyć?) a tu tzw. ZONK! Byka ni ma. Tak więc przed wami Byk w pełnej-hehe-krasie.




Jest ciemny, ponieważ jakoś nie pasuje mi "oryginalna" błękitna skóra u Trolli. Troll to kawał drania, a błękit na jego skórze wygląda, moim zdaniem, mało poważnie. Przy okazji zdjęcia znów pokazały wszystkie niedociągnięcia :/
Przy okazji-również macie taki problem z metalikami, że zostawiają ślad w postaci drobinek farby na innych kolorach? Czy to tylko:
1. wina mojej techniki
2. wina starej farby
3. oba
?
Jutro pierwszy z Llaelese Gum Mage'ów (zwanych w zasadach Arcane Tempest Gun Mage'ami).
Czołgiem!

piątek, 23 sierpnia 2013

Szur szur szur... to idą umarli...

Z mojej regularności co do pisania bloga trochę nic nie wychodzi-cały świat jakby się umówił żebym się nie wyrabiał i jednak stawiał tego browara chętnym... w robocie taki młyn, że wychodzę i jedyne o czym myślę to poduszka i kocyk... ale na szczęście już jest piąteczek i tym razem celem nadrobienia złamię tradycję i przez wekend biorę się za pędzel i aparat, zwłaszcza że modele się rozmnażają a postępy w malowaniu skromne.
Co do postępów-znalazłem coś, czego jeszcze nie wrzucałem. Jednego, skończonego jakiś czas temu umarlaka od Alexii Ciannor. Model na którym przesadziłem z washem (przyznaję się bez bicia), ale ogólnie wygląda chyba znośnie (oprócz tego że jego kości mają taki wygląd, jakby przeleżał z 500 lat na pustyni). Enjoy.


Swoją drogą boli mnie trochę, że do Alexii są tylko trzy wzory szkieletów. Aż się prosi o szkielet z każdej frakcji (Trolla na ten przykład, tylko jakby się zmieścił na małej podstawce?). Kiedyś jak sięnauczę może rzeźbić pokuszę się o coś takiego. Na razie to tyle.
Czołgiem!

wtorek, 20 sierpnia 2013

A masz potworze! Ciach! I jeszcze z drugiej!

Nie, no dobra, trochę mnie poniosło. Ale z drugiej strony każdego by poniosło. Ale-jak to mawiał Bogusław Wołoszański-nie uprzedzajmy faktów. A więc po kolei.
Miał być Byk do Danonki, ale werniks nie wysechł i nie chcę takiego świecącego wrzucać. Dlatego będzie coś innego. A mianowicie karcianka w której sam budujesz własną talię. Ale nie jest to zwykły booster draw taki jak w M:tG. Karty są ograniczone, a talię buduje się w trakcie gry. Ale chronologicznie.
Jakiś czas temu moja Lepsza Połowa sprezentowała mi (po konsultacjach ze mną-no i nie ukrywam że trafiłem na wyprz... znaczy promocję, gdzie można ją było nabyć za jedną trzecią ceny) karciankę pt.

Ja, jak to ja-zanim brzęcząca moneta została wydana, najpierw poszperałem i poczytałem. I dowiedziałem się, że jest to polskie wydanie gry pt. "Thunderstone" (a jakże!). Gry zbierającej na różnych portalach bardzo dobre opinie. A więc poprosiłem moją Lepszą Połowę o tą właśnie grę.
Po jej otrzymaniu przeleżała kilka miesięcy nieruszona (w sumie otworzyłem ją żeby przeczytać instrukcję-mieliśmy zagrać z moją Lepszą Połową, ale zawsze są ważniejsze rzeczy do roboty) i pooglądać obrazki na kartach. I tyle.
Aż w środku urlopu zadzwonił do mnie kumpel. I zapytał się czy grałem w "Thunderstone'a". Powiedziałem że nie, ale że mam polską edycję i jak chce to możemy zagrać. I to był mój największy błąd tego wieczoru.
Gra wciąga niesamowicie. Ma fantastyczny klimat (któż z nas nie chciałby zostać przywódcą grupy bohaterów wyruszającej do lochów celem walki z potworami wszelakiej maści i poszukiwaniu skarbów?), świetne grafiki na kartach (jedyny ból, to to, że wyższe klasy bohaterów mają ten sam rysunek) i ciekawe (przynajmniej dla mnie, bo się z czymś takim nie spotkałem) zasady. Otóż początkowo do dyspozycji mamy kilka kart i w trakcie gry rozszerzamy swoją talię, dokupując do niej karty. Oczywiście należy wydać na to złoto, a złoto otrzymujemy (między innymi) za pokonywanie potworów. Nasi bohaterowie (jak w RPGach) zdobywają coraz to wyższe poziomy doświadczenia, co z kolei zwiększa ich umiejętności. Ale żeby nie było za łatwo-pojawiają się również coraz silniejsze potwory z którymi przyjdzie im walczyć. Do czasu aż ktoś znajdzie główną nagrodę, czyli tytułowy Kamień Gromu.
Do dyspozycji mamy 550 kart. Tylko część z nich (wyznaczana losowo) jest używana w grze, dlatego każda rozgrywka jest unikalna. Karty są bardzo dobrej jakości, z-jak już wspomniałem-świetnymi grafikami. Do dyspozycji mamy cały wachlarz sprzętu, bohaterów (Krasnoludy, Elfy, Amazonki, Ludzi i jeszcze kilka innych), czarów, broni i co tam jeszcze może być potrzebne. Trzeba się nieźle nakombinować żeby samemu wygrać-nie wystarczy iść na hurra do przodu i zabijać wszystkie potwory (oczywiście to ułatwia wygraną, ale nie jest jedynym warunkiem do zwycięstwa). Talię trzeba budować z głową, żeby wszystko miało ręce i nogi.
Gra wciąga niesamowicie. Moja pierwsza rozgrywka trwała 6 godzin. Kolejna już 7 (graliśmy w więcej osób). Pomimo jej długości absolutnie nie nuży. Wręcz przeciwnie-kiedy już Kamień Gromu zostanie zdobyty, ma się niedosyt że gra już się skończyła.
Polecam każdemu miłośnikowi karcianek, RPGów, fantasy i wszystkim tym, którzy chcieli by poprowadzić swoją drużynę nieustraszonych śmiałków walczyć z potworami i zdobywać skarby.
Tyle na dziś.
Czołgiem!

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Jedzcie Danonki zanim one zjedzą was

Ajć, dawno mnie nie było. Urlop niestety (mimo że w wielkich bólach i kręceniu nosem tzw. "starej" przedłużony o tydzień) już się zakończył i trzeba wracać do rzeczywistości. W międzyczasie moja kolekcja powiększyła się o kilka modeli, a ja poszedłem po rozum do głowy i zrobiłem sobie magnetyczną "walizkę" na figurki do Maszyny. Walizka to za dużo powiedziane-po prostu musiałem pokonać Krakena w mojej kuchni i zabrać mu metalowe pudełko po ciastkach czy czymś innym i poprzyklejać do podstawek magnesy neodymowe. Trochę dałem dupy z magnesami pod Jacki-zamówiłem za małe i nie trzymają się za dobrze, ale spróbuję naprawić to wklejając po prostu po dwa pod podstawkę.
Ale ja tu pitu-pitu, a w międzyczasie wygospodarowałem na urlopie trochę czasu żeby conieco pomalować. Na pierwszy ogień jedna z moich ulubionych bohaterek do Maszyny- Dannon Blythe, łowczyni nagród. Normalnie występuje w parze z niejakim Bykiem (nawet niezłe imię dla Trolla), ale chwilowo Byk jest na warsztacie, natomiast Danonka (jak ją zwykłem nazywać) zwarta i gotowa doprowadzić przed oblicze (tego co więcej da) żywego lub martwego (raczej martwego) poszukiwanego typiarza. Znaczy pomalowana jest, o! I to nawet nieźle jak na mnie. Nawet biały mi wyszedł, czym jestem zaskoczony. Nadal nie jest to, jak to mówi mój ojciec, szał w jądrach, ale wygląda to już przyzwoicie. Sprawdza się jednak powiedzenie, że trening czyni mistrza.
Słit focie.
Froncik

Tył(ek)
I boczek
Wiadomo, na żywca wygląda lepiej. Mógłby mi ktoś polecić jakiś prosty w obsłudze program do obróbki zdjęć? Będę wdzięczny niezmiernie.
Tyle na dziś. Na jutro może skończę Byka, żeby Danonka sama smutna nie chodziła. Widzicie sami jaką ma nieszczęśliwą minę ;) Idę łatać dziury w podstawce.
Czołgiem!

środa, 7 sierpnia 2013

Rzecz o Wujkach Dobra Rada

Ten artykuł jest skierowany przede wszystkim do młodszych stażem graczy w gry bitewne. Nie jest to żadna prawda objawiona, jedynie moje własne przemyślenia. Ci którzy grająjużX lat, mogą tego nie czytać.

Pamiętacie "Misia" Barei? W pewnym momencie główny bohater, Ryszard Ochódzki nie miał pomysłu jak wybrnąć z zawikłanej sytuacji i odpowiedź dostał z telewizorni, której udzielił mu sam Stanisław Mikulski. Kloss był oryginalnym Wujkiem Dobra Rada. A na własne potrzeby zaanektowałem tą, jakże piękną, nazwę. Kim więc jest współczesny, bitewniakowy Wujek Dobra Rada?

Z pewnością rozpoczynając zabawę z bitewniakami założyliście sobie konto na tym czy innym forum, dotyczącym wybranego przez Was systemu. Wszystkie takie fora wyglądają podobnie-pogaduchy ogólne, pogaduchy szczególne, galeria członków forum, czasami giełda. No i to co początkujących graczy interesuje najbardziej, czyli dział rozpisek.
Jako świeżacy, nie mający żadnego, a w najlepszym wypadku znikome pojęcie o co chodzi w tej albo innej grze, kierujecie się właśnie do działu rozpisek (szczególnie, kiedy po raz któryś z kolei dostaliście baty od trochę bardziej ogarniętego kumpla, względnie szykujecie się na swój pierwszy turniej), w poszukiwaniu tego, co można wycisnąć z własnej armii i dostępnych modeli.

I tam macie pierwszy kontakt z Wujkiem Dobra Rada.

Kiedy poprosicie o rozpiskę do tego to a tego systemu na tyle to a tyle punktów/modeli/czegokolwiek używa system w który gracie, na początek dostaniecie lepę prosto w twarz, w postaci "użyj mózgu, tu nikt ci nie da gotowej rozpiski, napisz coś a my ci pomożemy to zmienić". O ile to podejście jest dla mnie jak najbardziej zrozumiałe i czasami sam je stosuję-bądź co bądź bitewniaki to trochę bardziej skomplikowana wersja szachów, więc należy przy nich używać mózgu, a klonowanie czyjejś rozpiski po prostu przyspiesza postępowanie choroby Alzheimera z powodu zaniku szarych komórek w mózgu (taki trochę drętwy żart, niemniej jednak choćbyś skopiował rozpiskę która wygrała poprzedniego Mastera, to i tak nie masz pewności że nią wygrasz, z różnych powodów, do których dojdę), to to co następuje później, kiedy już-po wielu męczarniach i godzinach spędzonych na sedesie (proszę się nie śmiać-najlepsze pomysły na rozpiski przychodzą zawsze w wucecie) człowiek stworzy jakąś tam rozpiskę-jest dla mnie nie do przyjęcia i tępię to przy każdej nadarzającej się okazji. Jest to tzw. Wujkostwo, gdzie Wujek Dobra Rada będzie chciał zawładnąć Twoim umysłem.
A konkretniej-tworzysz rozpiskę, być może z tego co masz, być może z tego, co uważasz wg statów w podręczniku że będzie dobre,\być może z tego, co podoba Ci się wizualnie, być może z miliona innych powodów. Wrzucasz taką WŁASNĄ rozpiskę na forum. I dostajesz drugą lepę-tym razem od Wujka Dobra Rada. Wuj powie Ci że to to to i to jest do dupy, wywal to bo to śmieci, a wstaw to to to i jeszcze tamto bo jest zajebiste i będzie kosiło każdego. A potem jedziesz na turniej i tak jak było w Battlu dwie edycje temu-na 20 graczy Demonów było 18 takich samych rozpisek i dwie różniące się od pozostałych magicznym przedmiotem za 25 punktów. I taki na przykład gracz Imperium, mający pecha w losowaniu, gra trzy, cztery, pięć razy z tą samą armią. Jedyne co się zmienia to gęba po drugiej stronie stołu.
Pamiętajcie-bitewniaki to rozrywka. Nie sport-to tylko niektórym z nas się wydaje że to jakaś tam kolejna dyscyplina sportowa, równie egzotyczna i dziwaczna jak curling czy pływanie synchroniczne. To, że ktoś tam w Polsce czy w świecie organizuje jakieś tam turnieje, nie znaczy to, że przestało to być TYLKO I WYŁĄCZNIE rozrywką. Odreagowaniem po ciężkim dniu w pracy, na uczelni, w szkole, gdziekolwiek bądź. Czymś co ma sprawiać radość nie tylko mnie, ale również mojemu przeciwnikowi. Pamiętajcie o tym. Nie dajcie się zwieść Wujkom Dobra Rada. Grajcie tym czym lubicie, choćby nie wiem jak kiepskie się to wydawało. Dobry gracz nawet z kiepskich jednostek wyciśnie maksimum możliwości i ich słabości wykorzysta przeciwko przeciwnikowi. A przeciwnik się zdziwi, bo "przecież nikt tego nie wystawia, bo jest kiepskie".
Róbcie rozpiski takie jak się wam podoba. Podręcznik armii którą gracie zawiera 20, 30, 50, 100 różnych jednostek. Nie tylko te 5 czy 10 które są "najmocniejsze". Nie słuchajcie Wujów. Wujowie zabijają różnorodność w tej grze.
Czołgiem!

wtorek, 6 sierpnia 2013

Powrót do Krainy Magii i Miecza

Dawno dawno temu, kiedy miałem lat kilkanaście, kolega zaprosił mnie na pogrywę. Grą ową była "Magia i Miecz"-przygodówka w świecie fantasy. Gra była na tyle wciągająca, że spędziliśmy przy niej dobrą połowę wakacji, za każdym razem przeżywając na nowo przygody w Krainie Magii i Miecza. Później nasze drogi się rozeszły a i ja zainteresowałem się bitewniakami.
Później, już w ogólniaku, miałem okazję grać w podróbę "MiM-a" czyli "Magiczny Miecz". Niby to samo, ale i grafiki jakieś brzydsze, i klimat zupełnie inny i na kilometr czuło się podróbę.
Oczywiście co jakiś czas zdarzyło mi się trafić na kogoś, kto posiadał-unikatowy już wówczas- egzemplarz "Magii i Miecza" i porzucać kostkami w poszukiwaniu Korony Władzy. Ale było to bardzo rzadko, a dostępne na znanym polskim serwisie aukcyjnym pojedyncze i pojawiające się co jakiś czas sztuki osiągały ceny wówczas dla mnie absurdalne (coś jak obecnie "Kosmiczny Wrak" zwany z angielska "Hulkiem") ceny. I tak zakończyłaby się moja przygoda z Koroną Władzy gdyby nie to, że historia zatoczyła koło, i wpadłem do kumpla pograć w "fajną plasznówkę, nazywa się "Talizman"". Parafrazując Stanisława Palucha-poszedłem, gdyż nie miałem co robić. I przeżyłem szok.
Na stole leżała plansza z Krainami Zewnętrzną, Środkową i Wewnętrzną. Na środku Kamienny Most, a na jego końcu największa nagroda-Korona Władzy!


Cofnąłem się w czasie o dobre 15 lat. Wszystkie dawne wspomnienia wróciły w jednej chwili. Znów miałem stanąć u wrót przygody celem zdobywania złota, chwały, pokonywania potworów. W wyprawie po Koronę Władzy, która pozwoliłaby mi pokonać przeciwników i zawładnąć Krainą Magii i Miecza.
Pod względem mechaniki nie zmieniło się nic-losujesz postać, rzucasz kostką, chodzisz po planszy w lewo lub prawo, losujesz kartę przygody lub też rzucasz ponownie kostką (zależnie od pola na którym stanąłeś), walczysz ze spotkanymi potworami (również rzutem kością). Prymitywna ktoś zapewne powie? Owszem-i to bardzo. Szachy są bardziej skomplikowane. Jeżeli ktoś szuka mozolnego wysilania mózgownicy nad planszą-ta gra zdecydowanie nie jest dla niego. Ale jeżeli ktoś szuka lekkiej i łatwej rozrywki na sobotni wieczór z paroma kumplami przy piwku albo z młodszym rodzeństwem gdy rodzice wyszli na imprezę do znajomych-śmiało niech inwestuje te 160 czy nawet 180PLN, ponieważ gra jest warta każdej wydanej na nią złotówki. Porządna plansza. Ładne grafiki postaci. Porządnie wykonane karty przygód (w poprzedniej "edycji" były strasznie miękkie i łato się niszczyły, a koszulek na karty u nas wtedy jeszcze nie było). No i przeciwieństwie do poprzedniego wydania-zamiast kartoników z namalowaną postacią masz porządną figurkę, symbolizującą Ciebie jako bohatera na planszy. Nie jest to żaden szał-nie spodziewajcie się nie wiadomo jakich fajerwerków, ale są bardzo przyzwoite. No i wprost niesamowity KLIMAT. Ta gra jest najbardziej klimatyczną planszówką fantasy w jaką grałem. Rozgrywka trwa długo-dlatego warto sobie zarezerwować na nią cały wieczór. Ale nie nudzi się po godzinie czy dwóch-cały czas trzyma w napięciu, cały czas chcesz zdobyć tą upragnioną Koronę Władzy.
Do tej pory wyszły trzy duże i dwa małe dodatki. Każdy z nich jeszcze bardziej urozmaica rozgrywkę, dlatego warto się pokusić o pełen zestaw. Ale o tym napiszę kiedy indziej.
Czołgiem!