wtorek, 1 października 2013

Czterdziestka na planszy

Jakiś czas temu w Internetach pojawiła się wiadomość, że znany producent planszówek,czyli Fantasy Flight Games, tworzy gręosadzoną w uniwersum Młota Bojowego Czterdzieści Tysięcy, na dodatek o podobnej mechanice jak w "Talismanie" (czyli po mojemu "Magii i Mieczu"). Z czasem informacji było coraz więcej, wyciekły nawet zdjęcia "pionków", a ja napalałem się na ten tytuł bardziej, niż piec martenowski na koks. I tak oto, na trzydziestą rocznicę największego cudu natury od czasu kiedy człowiek zszedł z drzewa, czyli mówiąc wprost-moich własnych trzydziestych urodzin, zażyczyłem sobie od mojej Drugiej Połowy tenże tytuł.Jako się rzekło, tako się stało a Czterdziestka na planszy (nie mylić z polem bitwy) zawitała pod mój dach. "Relic: tajemnica Sektora Antian"-bo taki tytuł nosi gra, faktycznie jest "Magią i Mieczem" w kosmosie. Chociaż...


Zacznijmy od tego, że "Relic" czerpie garściami ze świata WH40k. Znajdziemy tam chyba wszystkie archetypy postaci, jakie możemy spotkać po stronie Imperium Ludzkości, a w które możemy się wcielić w poszukiwaniu tytułowej tajemnicy Sektora Antian. I tak oto mamy wolnego kupca, Komisarza Imperialnej Gwardii, Techkapłana Adeptus Mechanicus, zabójczynię Officio Assassinorum, Inkwizytora, Kapitana Kosmicznej Piechoty Morskiej a nawet zapomnianą już z lekka Siostrę Bitwy. BA! Nawet nie-ludzie w postaci Ogryna i Szczuraka (bardzo zgrabne tłumaczenie Ratlinga) mogą walczyć z heretykami, demonami i podłymi Xenos.
Co do przeciwników z jakimi przyjdzie nam walczyć-mamy i Tyranidów, i Eldarów, i Kosmiczną Piechotę Morską Chaosu, i Demony i mutanty nawet. Z bohaterów znanych z bitewniaka nie spotkamy tylko Eldrada Ulthrana (aż dziwne!), Skulltakera, Skrybów Tzeentcha. No i tyranidzkiej Zguby Malan'tai. Cała reszta-do wyboru do koloru. Przyjdzie nam więc walczyć i z Avatarem Khaine'a i Kairosem Tkaczem Losu (kolejne zgrabne tłumaczenie) i Maską Slaanesha i nawet z legendarnym Gackiem czyli Ghazkullem Mag Uruk Thraką we własnej zielonej osobie. Pełna menażeria. Innymi słowy: jest z kim powalczyć.
Mechanika: powiem wprost-nie jest to gra dla ludzi, którzy lubią szybką rozgrywkę w przerwie na lunch (jak to się teraz mówi) albo między zajęciami na studiach. Nie jest to gra dla ludzi, którzy lubią jak im mózgi dymią od wysiłku intelektualnego. Gra jest prymitywna do bólu. Rzucasz kostką, ciągniesz jedną lub kilka kart, czytasz co jest napisane, jak walka-znowu rzucasz kostką i porównujesz wyniki z rzutem przeciwnika. Jedyne kminienie to to, czy iść w jedną czy drugą stronę oraz czy opłaca się przejść z sektora do sektora (odpowiednik Krain z "MiMa") teraz czy może później, po dopakowaniu charakterystyk.
Od strony technicznej: gra jest tak ładna, że nie wiadomo na co patrzeć najpierw. Czy na planszę, czy na karty postaci, czy na karty zdarzeń, czy na karty reliktów, które możemy znaleźć czy na karty wszelakiej maści majchrów, które możemy nabyć. Widać, że graficy byli pędzeni do roboty butem i okrutem. Statystyki postaci oznaczone są wskaźnikami na karcie postaci (co znacząco ułatwia grę, bo w każdej chwili wiadomo, jakie staty ma nasz bohater oraz czy jest sens ryzykować walkę z takim to a takim przeciwnikiem, czy jednak próbować jej uniknąć). No i pionki... Z resztą-to nie ma co opisywać, zobaczcie sami.
Po prostu rewelacja w najczystszej postaci. Szkoda szkoda szkoda że takich modeli nie ma w normalnym, bitewniakowym 40k.
Jak mówiłem-gra jest prymitywna do bólu. Ale wciąga niesamowicie. Przy pierwszej grze, kiedy moja postać spotkała się z Gackiem (nie chcąc psuć sobie przyjemności nie przeglądałem przed rozpoczęciem rozgrywki kart) poczułem się jakbym miał 17 lat mniej. Jakbym pierwszy raz spotkał się z uniwersum Bojowego Młota 40k. Po prostu REWELKA! Pominę fakt, że jestem (a właściwie do pewnego czasu byłem) ogromnym fanboy'em tego świata. Ale mój kumpel, który do czynienia z Czterdziestką miał tylko przy "Dawn of War'ze" podniecał się tym jeszcze bardziej. Co świadczy już samo o sobie.
Gra ma tylko jedną wadę (albo kolejną zaletę-zależy jak na to patrzeć): jest straaaaaaaaaaaaaaaaasznie długa. Niestetymusisz na nią poświęcić dobre pół dnia. Ale po wykonaniu ostatecznego zadania wiesz, że to było dobre pół dnia, bo nawet tego nie zauważyłeś.
Na koniec-tłumaczenie jest fantastyczne. Doskonale oddaje i klimat świata i (w przeciwieństwie do niektórych spolszczeń podręczników do bitewniaka) doskonale oddaje to, co powinno (majstersztykiem jest wspomniany Kairos Tkacz Losu oraz Techkapłan Inżyprorok). Brawa, brawa, brawa dla tłumacza. Tylko ten kretyński Burszuj mnie razi (ale to akurat wina pierwszego tłumacza podręcznika do Orków)...
Podsumowując: za cenę circa 180 złociszy, czyli niewiele więcej ile kosztuje box nowości do Kosmicznej Piechoty Morskiej dostajesz: fantastycznie wykonane pionki, karty i planszę z przepięknymi grafikami, kupę dobrej rozrywki i tyle klimatu, że aż uszami wycieka ;). Brać, nie zastanawiać się. Bo warto, chociażby dla tych przecudnych pionków.
Do następnego.
Czołgiem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz