sobota, 21 czerwca 2014

Masochizm a sprawa turniejowa

Ale ten czas zasuwa... to aż tak długo mnie nie było?
Na swoje usprawiedliwienie-ogrom czasu zajmowały mi przygotowania do, że tak powiem, zmiany statusu ;) Następnie miesiąc (no, dwa tygodnie) związany z pszczelim wyrobem (nie mylić z woskiem ani propolisem). No i 200km od pędzli, farb i figurek. Ale oto jestem z powrotem wśród (ledwo) żywych i ostro zakasałem rękawy. W tym tygodniu planuję nadrobić trochę z zaległymi postami, a jako że od ostatniego conieco udało mi się skończyć, więc i zdjęć kilka będzie. Dla każdego coś miłego-bo i Młotek w wydaniu fantastycznym i futurystycznym i nawet Hordy się powinny załapać (jak skończę model). Może się nawet za bandę do Wolsunga wezmę (z powodu konkursu, ale o tym poniżej). Dzisiaj natomiast rozważania starego dziada, który turniejów sporo zorganizował, w niejednym uczestniczył i jako taki osobiście uważa, że ma prawo wyrazić swoją opinię.
Otóż, na największym polskim czterdziestkowym forum, użytkownik znany tówdzie jako JochnyWalker, ówdzie jako Brushlicker, a mnie jako Janek zapodał temat, w którym chciał się dowiedzieć, dlaczego ludzie z uporem godnym lepszej sprawy wciąż jeżdżą na turnieje MłotkaCzterdzieściTysięcy. Jak przebiegała rozmowa-albo wiecie (bo czytaliście), albo możecie się domyślać (znając ludzi) a jak się nie domyślacie-poszukajcie na wh40k.pl odpowiedniego tematu. Oprócz potopu spamu, bezsensownych obelg czy sakramentalnego "jak się nie podoba to sam sobie zorganizuj turniej, a jak nie umiesz/nie chcesz/nie masz czasu to zamknij dziób i się nie wychylaj przed szereg", znalazło się kilku użytkowników, którzy wypowiadali się z sensem. Główne argumenty (oraz moje kontrargumenty w oparciu o doświadczenia nabyte w WM/H chociaż każdy, grający w systemy nie-GW z pewnością miałby podobne przemyślenia) to:

  • mechanika-akurat mechanika by GW od dwudziestu kilku lat stoi w miejscu i nic nie wskazuje na to, żeby cokolwiek miało się zmienić. Parę dni temu w moje łapska wpadł podręcznik do siódmej (czy tam jak kto woli 6,5) edycji, który przejrzałem i po którego zakupie czułbym się nabity w butelkę. Od trzeciej edycji (bo wtedy zacząłem grać w 40k) w kółko to samo i aż do porzygu. Faza ruchu, faza strzelania, faza walki wręcz, tura przeciwnika. Tabelki trafienia w walce wręcz, strzelaniu i sejwów-niezmienne od 15 lat (jak było wcześniej nie wiem, więc się nie wypowiadam). Naprawdę ktoś chce mi wmówić, że facet, taki jak Wieczny Lucek, który od 10000 lat nic nie robi tylko wymachuje mieczem, zwykłego poborowego z Imperialnej Gwardii trafia tylko na 3+? Serio? Przy spotkaniu z takim Luckiem biedne mięcho armatnie nie zdążyłoby się nawet zasłonić bagnetem. To tak, jakby jakiś przeciętny człowiek z ulicy miałby się bić na miecze z Miyamoto Musashi-okiem by nie mrugnął a już byłby niższy o głowę. A tutaj 3+. W strzelaniu to samo-dlaczego koleś kucający za murkiem dostaje jakiś śmieszny 5+ cover save, zamiast poważnych modyfikatorów do trafienia. Rozumiem, że Kosmiczna Piechota Morska ma bajery w stylu dziewięnasty zmysł, lokalizatory celu w hełmie czy inne tego typu rzeczy, ale ponownie-zwykły Gwardziol? Ze swoim nędznym wyszkoleniem? Kiepską giwerą? Co jest grane? Naprawdę taka dobra ta mechanika? Dobrą mechanikę ma Infinity-gdzie nawet w turze przeciwnika można reagować, nie czekając aż ten radośnie przerobi naszych wojaków na stejki (jak to bywa w 40k). Niezłą (chociaż nie dobrą-tu akurat porównywalną do systemów GW moim zdaniem, z tym że bardziej sensowną) mają WM/H, gdzie trafiasz coś albo nie i robisz mu kuku albo nie. Tarcza nie obroni Cię przed potworem, który bez większego wysiłku urwie Ci rękę, głowę a na koniec zrobi perukę z Twoich flaków.
  • tzw. fluff, czyli otoczka fabularna świata-no cóż, jeszcze do czwartej edycji uważałem fluff 40k za przegenialny. Bogaty, rozwinięty, mnóstwo książek, opowiadań, fanfiction-czego tylko dusza zapragnie. Pod tym względem Młotki były niedoścignione dla konkurencji. Ale nadeszła piąta edycja 40k (a trochę wcześniej 6 edycja Battla). No i zrobiła się kaszana-przewrócenie fluffu do góry nogami z sobie znanych powodów (zapewne chodziło o sprzedaż-w sumie jest to firma, więc z założenia jest nastawiona na zysk-ale to można było osiągnąć inaczej niż gwałcąc przez oczy prosto do mózgu fluff). C'tanowie z bogów gwiazd stali się nie wiadomo czym, Necroni z groźnych maszyn w stylu T-1000 z "Terminatora"-domowymi maskotkami. Sojusz Krwawych Aniołów z Necronami-oczywiście. Tau jako "wybrana przez Imperatora" rasa nietknięta skazą Chaosu-proszę bardzo. A gdzie Czerwony Kapturek zjadający (dla odmiany) wilka? Bo tego jeszcze tu brakuje... O Battlu to już w ogóle nie wspomnę-od końca piątej edycji nic się nie zmienia, tylko w kółko "nadchodzi Pan Końca Czasów->Inwazja Chaosu->odparcie tejże->nadchodzi Pan Końca Czasów->powtórzyć". Po ostatniej inwazji Archaona Imperium, zdaje się, utraciło Middenheim. Więc co, do jasnej Anielki, robią w podręczniku do Imperium Rycerze Białego Wilka?!?!?! Nie ma Ar-Ulrika który mógłby ich zaprzysięgać, więc skąd oni się biorą? Magia? Głupota, a nie magia. Z drugiej strony mamy znów WM/H, gdzie historia świata jest pisana czynami jego bohaterów, a ci bohaterowie rozwijają się wraz ze światem. Wszystko ładnie i klarownie-jest potrzeba "zepiczenia" któregoś z Warcasterów-nie ma problemu, umieścimy go w odpowiednim miejscu i czasie i niech zrobi coś naprawdę epickiego. Jeżeli idzie o rozległość świata-GW oczywiście przoduje. Jeżeli o sensowność i klarowność fluffu-tu akurat jest tam, gdzie zaczęło, czyli dwadzieścia kilka lat temu.
  • hmm, a może to ludzie przyciągają graczy na turnieje. Albo dostępność przeciwników? Jest to argument który przemawia do mnie chyba najbardziej. Chociaż w dyskusji na GV padł argument "jacy to gracze w 40k nie są zajebiści"-to dla mnie osobiście jest to argument jak najbardziej chybiony. Wiadomo, jeżeli znasz kogoś X lat i wypiłeś z nim X litrów wódki-jasne że dla Ciebie będzie zajebisty. Tylko, że w ten sposób środowisko się hermetyzuje, tworzy się towarzystwo wzajemnej adoracji. Do którego ciężko się przebić. A towarzystwo wzajemnej adoracji tak naprawdę ma głęboko w dupie napływ nowej krwi. Szkolenie młodych graczy? Z młodymi się nie gra, bo są za ciency. Uczyć kogoś? Ja, masta of dizasta, mam się zniżać do NAUKI kogoś? Mnie nikt nie uczył, więc czemu mam ja kogoś?
Ostro? Może i ostro, ale takie są moje przemyślenia po 18 latach gry w bitewniaki, z czego 15 lat w 40k. Gracz ze mnie kiepski, o tym wiedzą wszyscy. Popełniam stale te same błędy, kostki mnie nie kochają i coraz mniej chce mi się grać, jak widzę towarzystwo wzajemnej adoracji, które przyjeżdżając do mnie na turniej, w którego organizację włożyłem serce i własny czas, który mógłbym poświęcić na wypad z żoną na parę dni, któremu nie chce się nawet na przywitanie ręki podać...
Z drugiej strony-ostatnio byłem na turnieju WM/H w Gdyni. W ten system gram rzadko, bo graczy u mnie praktycznie nie ma (jeden, który zaginął w akcji i jeden, który dopiero zaczyna), więc i obeznania z grą nie mam. W pierwszej bitwie trafiłem na człowieka, którego pierwszy raz w życiu na oczy widziałem. Spuścił mi łomot okrutnie. Ale po bitwie podszedł i powiedział "tutaj i tutaj zrobiłeś błąd, tutaj i tutaj źle się wystawiłeś. Następnym razem spróbuj zgrać tak i tak i wystawić się tak i tak". Człowiek, którego NIE ZNAM! I wiecie co? W końcu nie zająłem na turnieju ostatniego miejsca. Po raz pierwszy chyba od pięciu lat. Wielkie dzięki Lider (czy jak tam się piszesz ;)). I owe you a beer.
A jakie są wasze przemyślenia-dlaczego gracie w Młotki? A może gracie w coś innego? A może nie gracie tylko malujecie? Zapraszam do komentowania.
Czołgiem, jutro pierwszy czołg, jak zdąży wyschnąć ;)

5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. No problem, od dłuższego czasu mam podobne przemyślenia, ale za późno wróciłem z 3city i już nie chciałem odgrzewać dwutygodniowego kotleta.

      Usuń
  2. Banane jestes pierwszym gościem z którym nawiązałem kontakt face to face na Fiscie i do konca zycia będe Ci wdzięczny, za to że pokazałeś mi że fluff jest ważniejszy niż parcie na wynik i liczy się tylko i wyłącznie dobra zabawa i sam wiesz ze z radością zakładam nowe kółka wszędzie tam gdzie się da i ćwiczę młody narybek żeby było z kim grac jak już osiągne kiedyś emeryturkę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No fakt, pod względem płodności w szerzeniu Młotków jesteś naprawdę przerażający ;) Widzisz, gdyby to była Maszyna, miałbyś wielkie szanse na zostanie Press Gangerem (to taki człowiek, który w ramach swojego czasu zajmuje się organizacją maszynowych eventów, turniejów, ogólnie powiększaniu środowiska graczy-za co są profity, i to bardzo przyzwoite). No ale to Młotki, gdzie GW ma, delikatnie ujmując, graczy gdzieś. Ale przynajmniej z Tobą można uczciwie pograć na lajcie (nawet pomimo tego, że kupiłeś tą paskudną wilko-kawalerię :P).

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja na razie zbieram sobie armię do 40k. Ogólnie to zajmuję się lotrem, mam zamiar grać w wrzesień 1939 ale 40k trafiła się po drodze. Ładne modele, łatwo się je maluje. Rozegrałem jedną bitwę i podziękowałem, mechanika gry to relikt. Zero taktyki, wszystkie fazy w turze wykonuje się za jednym zamachem i można tylko patrzeć jak przeciwnik po kolei zjada twoje figsy, za duża skala figurek więc nie można nimi manewrować, generalnie lipa okrutna.
    A wielu ludzi wygląda tak że wstyd z nimi zdjęcia robić :D

    OdpowiedzUsuń