poniedziałek, 15 lipca 2013

Stoi na stacji lokomotywa

Witam serdecznie po wekendzie, mój był wyjątkowo udany, ale ani ten blog ani ten wpis nie mają opowiadać o moich udanych wekendach tylko o rzeczach konkretnych. Więc przejdźmy do tych konkretnych rzeczy.

Jakiś czas temu, jako że Moja Lepsza Połowa jest- tak jak z resztą moja skromna osoba-miłośniczką gier planszowych, sprawiłem jej w prezencie grę, nad którą zastanawiałem się od jakiegoś już czasu. Nie wiem jak Wy, ale ja staram się nigdy nie kupować kota w worku, dlatego poszperałem tówdzie i ówdzie i zakupiłem ją z pełnym przekonaniem i z najzupełniej czystym sumieniem. A gra o której mowa to "Wsiąść do pociągu: Europa". Jest to polskie wydanie gry "Ticket to ride: Europe"- jednej z kilku gier z tej serii, a opowiadającej o złotych czasach kolei, kiedy to wagony ciągnęły piękne parowozy, a Orient Express" przemierzał Europę z jednego końca na drugi.


O co chodzi? O pociągi oczywiście, tu odpowiedź nasuwa się sama. A konkretnie o budowanie linii kolejowych. Jeżeli ktoś pamięta grę "Railroad Tycoon" albo "Sid Meier's Trains" wie o co chodzi. Jeżeli nie pamięta- niech żałuje bo to świetne gry (polecam). Konkrety poniżej.


Plansza do gry przedstawia mapę Europy (jeżeli idzie o podział polityczny to autorów niestety poniosła fantazja), na której zaznaczono siatki połączeń kolejowych między największymi miastami Starego Kontynentu. Na tych własnie siatkach będziemy budowali nasze linie, starając się zostać największym potentatem na rynku rozwijającej się właśnie kolei.
Mechanika gry jest łatwa do nauczenia, i nawet początkującemu graczowi łatwo jest opanować zasady bez ciągłego zaglądania do instrukcji.
Na początku gry losujemy bilety z wyznaczonymi trasami. Trasy jak to trasy- są krótsze (premiowane mniej) i dłuższe (premiowane bardziej). Za budowę tras i realizację biletów zdobywamy punkty. Dodatkowo-kolej jak to kolej, wymaga czasami postawienia dworca. Dworce umożliwiają nam realizację wyznaczonego biletu nawet jeżeli zajęta linia należy do przeciwnika. Za niewykorzystane na koniec gry dworce również dostajemy punkty. No i na koniec gry gracz z najdłuższą nieprzerwaną linią kolejową zgarnia za to dodatkowy bonus punktowy. Wygrywa oczywiście ta osoba, która ma najwięcej punktów.
 Linie budujemy ciągnąc karty z wagonami w różnych kolorach oraz lokomotywami działającymi jak joker (czyli zastępującymi wagon dowolnego koloru). Na planszy (jak widać na zdjęciu powyżej) odcinki pomiędzy poszczególnymi miastami oznaczone są różnymi kolorami. Aby wybudować linię z jednego miasta do drugiego, należy wyłożyć odpowiednią ilość wagonów w danym kolorze. Ale żeby nie było za łatwo, czasami zdarzy nam się budować przeprawy promowe, gdzie potrzebna będzie lokomotywa, bądź też tunele przez góry, gdzie może się okazać że tunel nie jest taki krótki jak nam się wydaje ;)
Do dyspozycji mamy sporo kart z ładnymi rysunkami wagonów, świetnie wykonaną planszę, zgrabne wagoniki, które służą do oznaczania wybudowanych przez nas tras oraz niemniej zgrabne budynki dworców. Wszystko zapakowane w solidne pudełko, tak że nic nie ma prawa się zniszczyć (wiadomo- wagony i dworce mogą się pogubić a karty, jeżeli nie są zabezpieczone koszulkami, z czasem się zgrają). Rozgrywka trwa mniej niż godzinę i jest niesamowicie wciągająca. Oczywiście im więcej graczy, tym lepsza zabawa (tryb, nazwijmy to, multiplayer wymaga trochę innej strategii niż gra w dwie osoby), niemniej jednak i dwie osoby wyniosą z gry dużo satysfakcji i kupę radochy. Polecam każdemu, niezależnie od wieku. Sam ostrzę zęby na amerykańską wersję (czyli oryginalny "Ticket to ride", mający miejsce w złotych czasach kolei w USA). A tu jeszcze czeka na nas do podbicia Afryka, Azja, Indie, Szwajcaria... sporo tego, kiedy ja znajdę na to czas ;)
Czołgiem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz