sobota, 13 kwietnia 2013

Fajn czy Fejl?

Część z was zapewne czytała ten artykuł na portalu The Node, jednakże być może ktoś do niego nie dotarł, dlatego powtórzę go jeszcze raz na swoim własnym i prywatnym blogu. Zapraszam również do komentowania-jestem ciekaw czy Wasze opinie zgadają się chociaż po części z moją.
Na temat Finecastu wylano już morze atramentu, słów, a gdzieniegdzie i łez. Sam do tej pory nie miałem okazji pracować z „cudownym materiałem”, „przyszłością modelarstwa” czy co tam PRowcy GW na temat swojego nowego tworzywa jeszcze wymyślą. Aż do dzisiaj. Dlatego postanowiłem podzielić się z Wami wrażeniami i opinią mnie samego - casualowego modelarza, nie jakiegoś tam „prosa”, ale zwykłego amatora, który maluje od przypadku do przypadku (zależnie od tego, jak mu czas pozwoli) - czyli takiego, jak większość z Was. Ale od początku.


Co to takiego ten Finecast?

Finecast to nic innego jak żywica. Używa się jej do odlewania elementów, jaki i całych modeli. GW szumnie się chwali, że finecastowe modele odznaczają się dokładnością odlewu, łatwością obróbki, lekkością, odpornością na zniszczenia mechaniczne itp. itd. Jak jest naprawdę?
Pierwsze odlewy z Finecastu nie napawały optymizmem. Zdjęcia, które przeciekły do Sieci, pokazywały modele straszliwie okaleczone, niedolane, z nadlewkami na pół figurki. W tym okresie nowa żywica GW doczekała się niechlubnej nazwy Failcast. Nazwa ta, jak być może wielu z Was pamięta, doskonale oddawała jakość modeli. Naprawdę był to prawdziwy fail, a GW odsądzano od czci i wiary - jak taki gigant mógł wprowadzić i wypuścić do sprzedaży taką beznadzieję?

Fine czy Fail?

Formy poprawiono, zapewne ulepszono również proces odlewania czy samą recepturę żywicy. Niemniej jednak niedolane elementy nadal się zdarzają. Co prawda nie jest to nic, z czym przy dzisiejszej chemii modelarskiej nawet kiepski modelarz sobie nie poradzi, ale z drugiej strony kupując model za 6 dych mam prawo wymagać, by był najwyższej jakości. Szczególnie patrząc na produkty Forge Worlda, również żywiczne, u których jedynym mankamentem jest co najwyżej wygięty wystający element (którego naprostowanie zajmuje góra pięć minut). Stąd Finecastowi należy się pierwszy minus.

Modele Finecastowe zastępują te wykonane z metalu. Wzory (a i zapewne formy) pozostały niezmienne. Metal jak to metal - jest twardy. Finecast jest miękki. Aż za bardzo. Na dodatek na modelu jest pełno nadlewek, które trudno jest usunąć. Materiał jest tak kiepski, że nóż, nawet delikatnie stosowany, robi głębokie bruzdy, natomiast pilnik po prostu piłuje nie tylko nadlewkę ale i część, na której ta się znajduje. Dlatego przy obróbce trzeba bardzo uważać (sam spiłowałem pół stopy Lysandera, na szczęście udało mi się to załatać szpachlówką). Pod tym względem metale, nawet pomimo oczywistych wad, takich jak ciężar czy twardość, były zdecydowanie lepsze - nadlewki były mniejsze i łatwiejsze do usunięcia. Drugi minus.

Kolejne porównanie do metali - Fineast jest bardzo kruchy. Tak bardzo, że ozdobnik na pancerzu Lysandera przy wyjmowaniu z wypraski po prostu się połamał. Co prawda udało mi się go skleić, ale znów poczułem się lekko zniesmaczony. Minus trzeci.


Niestety obawiam się, że na Finecaście nie zostawię suchej nitki. Czwarty, ogromny jak stąd na Równik, minus to cena. Materiał jest tańszy, produkcja jest tańsza, a modele są droższe niż metalowe. Trochę to bez sensu, nie uważacie? Ja rozumiem, że GW to firma nastawiona na zysk. Ale jeżeli publicznie głosi się, że będzie się używać tańszego materiału i ogólnie proces produkcji będzie tańszy, to skąd podwyżka cen? Przecież jeżeli koszt produkcji się zmniejsza to nawet przy starej cenie jest zysk. Zwłaszcza, że w przypadku niektórych armii (a zapewne z czasem wszystkich) kluczowe modele są właśnie Finecastowe (przykład klasyczny: Necroni, gdzie Lordowie i Crypteki są w Finecaście, a potrzeba ich z 6-8, zależnie od  rozpiski).

Czy są plusy?

Owszem. Jeden lub dwa (zależnie od punktu widzenia). Pierwszy z nich (ważny dla gracza) to lekkość. Nie czujesz, że dźwigasz w walizce wiadro gwoździ, co w przypadku, kiedy musisz iść na drugi koniec miasta, stanowi dość sporą różnicę. Ale są przecież gracze, którzy cenią sobie metal - ba, są tacy, którzy dążą do tego, aby cała ich armia była metalowa. Metal ma jeszcze tą przewagę, że przy złapaniu kogoś na oszustwie można rzucić go na ten przykład metalowym Dreadnoughtem Chaosu w łeb (aby się oduczył wałowania). ;)
Drugi plus - farba się lepiej trzyma i nie złazi tak, jak z metali. Metalowe modele miały to do siebie, że jakiego dobrego podkładu i werniksu (błędnie zwanego lakierem) by się nie użyło, tak po pewnym czasie pojawiały się ubytki w farbie (szczególnie, gdy rzucało się w przeciwnika wspomnianym wyżej Dreadem ;)). Z Finecastem tego problemu nie ma. I za to duży plus.

Reasumując

Niestety, „cudowne dziecko” GW słusznie zasłużyło na niechlubną nazwę Failcast. Modele są źle odlane, jest problem z obróbką materiału, łatwo się łamią i na dodatek są drogie. Za drogie. Gdyby cena była niższa choćby o 25%, byłaby adekwatna do jakości. A tak ma się poczucie że GW znowu zrobiło nas w balona sprzedając nam zwykły bubel, który zachwalała jako „nową jakość w modelarstwie”.Ale, jak już wspomniałem, maluję od przypadku do przypadku (czyli zapewne tak, jak większość z Was). Być może malarze, którzy zajmują się tym bardziej profesjonalnie, nie zgodzą się z moimi opiniami, jednak recenzja ta jest kierowana do, że tak powiem, zwykłych ludzi.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz